 |
|
z wszystkich słów, jakie powiedział mi w ciągu tych miesięcy nie potrafiłam zapomnieć o Jego marzeniach, którejś nocy, jakby nieobecnie, szeptanych w mrok. wyznania, historie, gdzieś zniknęły, zepchnięte na samo dno serca. marzenia miały natomiast jakąś obcą siłę. Jego nieśmiałe wizje o naszej wspólnej przyszłości, o rodzinie, którą stworzymy, o domu, wywoływały momentalne łzy wypchnięte świadomością, że o ile poznał miłość, perfekcyjną przyjaźń, poukładał wartości - tego nie spróbuje nigdy.
|
|
 |
|
na półce w łazience stoją perfumy, których używał, noszę przy sobie fajki, które zawsze palił, miętowa woń Jego ulubionych gum do żucia, zapach naleśników w naszej ulubionej kawiarence - wszystkie aromaty, które utożsamiały się z Nim. mocno zaciągam się nosem, lecz nie ma najważniejszego: nie czuję, jak pachnie Jego skóra. nie czuję tego, co było o każdym poranku, gdy muskał palcami moją twarz, obejmował moje biodra ramieniem. jest to w czym Go odnajdowałam, nie odnajduję już Jego samego, a szukając wskazówek w poszukiwaniach słyszę tylko jedno - "Go już nie ma, zrozum".
|
|
 |
|
kończąc pocałunek odsunął się na niecały centymetr. uspokajał oddech, opierając się swoim czołem o moje. zaśmiał się, jakoś głęboko, z wyczuwanym niepokojem. - nie mam pojęcia dokąd trafię, jak tam będzie, czy po tym wszystkim co w życiu narobiłem, dostanę się tam - wskazał niebo, pełne teraz rozmigotanych gwiazd - nie ma znaczenia, bo gdziekolwiek będę, nie zapomnę. i będę tęsknił, za Tobą. - nie chcę się żegnać. nienawidzę się z Tobą żegnać. i nienawidzę, kiedy mówisz to tak, jakbyś miał nazajutrz się już ze mną nie przywitać. - spojrzał na mnie uważnie, z taką ilością miłości jakiej jeszcze nigdy mi nie okazał. - zawsze przy Tobie będę, aniołku, pamiętaj. - szepnął, po czym przeciągle musnął wargami moje czoło. tak jakby zostawiał na mojej skórze jakiś ślad po sobie. jakby przeczuwał, że nazajutrz już się nie obudzi.
|
|
 |
|
- chodź tu. - przyciągnął mnie do siebie. otarł łzę, która zagubiła się na policzku. zawinął kosmyk moich włosów za ucho, po czym ustami musnął kącik warg. wciąż z zamkniętymi powiekami, mimo woli, wciągnęłam mocno powietrze do płuc odnajdując w bliskiej odległości drobinki Jego zapachu. na skórze czułam Jego pełne usta formułujące się w uśmiech. - pamiętasz, co mi ostatnio obiecałaś? - szepnął zadziornie. - obiecałam, że spróbuję. - rzuciłam chrapliwie. - nawet nie spróbowałaś, skarbie. ani trochę. ładnie to tak? pokochać kogoś takiego, jak ja? - paradoksalnie jednak, przytulił mnie do siebie. na nagim ramieniu czułam zgrubienia skóry Jego przedramion od wkłuwania w nią igieł. tylko, że w tamtej chwili to nie miało znaczenia. może miałoby, gdybym wiedziała, że, za niedługi czas, życie nie będzie utożsamiało się z Jego osobą.
|
|
 |
|
z uwielbieniem patrzę na zieloną herbatę w kubku, która chwilę później wpływając mi do ust, okazuje się zima. wystygła. budzi się we mnie frustratka, odbiera wszelką kontrolę. nagle łzy na policzkach, jęk wydobywający się z gardła, kubek na podłodze i poduszka z całych sił zaciskana w dłoniach, wydają się być na porządku dziennym. przyciskam poduszkę do twarzy, tłumiąc krzyk. krzyk, którego nie rozumiem, przez który drżę, który napawa mnie potwornym strachem. mam wrażenie, że słyszę wszystko - odgłos otwieranych drzwi, Jego radosny głos u podnóża schodów wypowiadający moje imię - że to znów jest prawdziwe, namacalne. duszę się brakiem powietrza, aczkolwiek przyczyną nie jest ten przyciśnięty do ust przedmiot. dławię się rzekomą miłością. dławię się uczuciem, które miało być cudowne, a którym karmiłam bestię. potwora, od którego przypadkiem, podczas naszego chorego, toksycznego układu, się uzależniłam.
|
|
 |
|
"Ja tylko chcę być komuś potrzebny.
Potrzebuję tego, żeby ktoś nie mógł się beze mnie obejść.
Potrzebuję kogoś, kto zje cały mój wolny czas, moje ego, moją uwagę. Kogoś, kto będzie ode mnie uzależniony. Obopólnego uzależnienia."
|
|
 |
|
bywają takie dni, kiedy wszystko potrafi doprowadzić Mnie do szału. kierowca, który nie zatrzymał się na pasach, na których przechodziłam. brak ulubionych płatków w sklepie. koniec paczki fajek. obojętność przyjaciół. nie zamknięcie drzwi przez mamę wychodzą z Mojego pokoju. brak dojazdu na planowaną imprezę. katar. no i przede wszystkim On. odwieczny problem, który dręczy nie tylko Mój umysł, ale i serce. [ yezoo ]
|
|
 |
|
Może w każdym z papierosów, które wypalała była jakaś tajemnica? Było jakieś słowo, które nie mogło przejśc jej przez gardło? Może w tym czasie myślała o kimś, o kim wcale nie chciała myślec i uważała, że warto miec tą cholerną nadzieję?
|
|
 |
|
" Gdy część narodu pości, czeka na koniec miesiąca, te skorumpowane dziwki kąpią się w cudzych pieniądzach .. To polityka- rzygam na samą myśl o niej, i mam cichą nadzieję, że ten cały cyrk spłonie, że nadejdzie koniec kłamstw, które każde z nich nam wpaja - kto na kogo donosił, a kto komu lizał jaja. Każdy z nich to pajac, pierdoli zamiast działać. W końcu jakoś trzeba utrzymywać limuzyny i pałac . " Słoń . < 3
|
|
 |
|
pieką mnie oczy od niedoboru snu, pulsują skronie, nie mogę wysiedzieć w jednej pozycji zważywszy na ból pleców. i to uczulenie. swędzi. cholernie. podrap - na sercu.
|
|
 |
|
Stał pomiędzy ścieżkami z napisem `zależy mi`, a `mam wyjebane` i każdego dnia zmieniał swoją trasę, rujnując całe moje wnętrze.
|
|
 |
|
To o nim myślę słuchając smutnych piosenek, to o nim myślę czytając gazetę, to o nim myślę idąc samotnie przez ulicę, to o nim myślę gdy jest mi zajebiście źle i gdy jestem szczęśliwa, to o nim myślę pijąc setny kieliszek wódki, to o nim..
|
|
|
|