|
parują łzy w atramencie jutra, szaleje pustka wieją wichry przeznaczenia.
|
|
|
nadal noc, a przez to chyba mi nie będzie przykro, niewidzialny cios kieruje serce me w urwisko.
|
|
|
widzę zło i ulice przesiąknięte monotonią. czy to moje życie tylko czy to ludzka podłość?
|
|
|
Ciebie nie ma, jest alkohol, są marzenia bez znaczeń.
|
|
|
oddalić te stany, kiedy już mam dość, kiedy czas bliźni rany, to już czas na zmiany.
|
|
|
namaluj na nowo mnie na skrawku ściany, tak na kolorowo bym w szczęściu pijany odszedł niewiadomo gdzie, światu wyrwany.
|
|
|
nim wstanie świt po cichu powiesz, że było warto.
|
|
|
przepełniony hip-hopem, tak jak powietrze azotem.
|
|
|
spróbuj głową mur przebić, mnie nie zmienisz, bo rap jara mnie tak samo mocno, jak jarał mnie kiedyś.
|
|
|
codzienność jest okrutna, życie to prostytutka, a szczęście w kartach i miłości chyba tylko Bóg ma.
|
|
|
wytrzyj łzy. nie ma co tracić sił, nie wiesz co będzie jutro, mocno żyj.
|
|
|
z tego szczęścia mam ochotę kurwa skakać. najlepiej z mostu albo pod pociąg.
|
|
|
|