Wiecie, przyjęło się ogólnie, że człowiek wiecznie za czymś biegnie. Ciągle stawia sobie nowe cele, wyzwania, ciągle czegoś chce, nie ciesząc się jednak dostatecznie tym, co już posiada. Poniekąd się z tym zgadzam. Poniekąd.
Znowu uczę się nowych rzeczy. Tyle ich w ostatnim czasie przybyło, że momentami ciężko jest mi ogarnąć. Ale życie udowodniło mi, że trzeba gonić za marzeniami i za tym, czego się pragnie, nie zatrzymywać się w miejscu, jednocześnie pamiętając o tym, co mamy.
Ja gonię.
Gonię za pragnieniami i tym, co chce, żeby się wydarzyło. Chciałabym tak wiele rzeczy (nie tylko dla siebie), ale niestety jestem bezradna, bo ktoś jeszcze nade mną stoi. I ma tą przewagę. Ma to coś, co trzyma mnie w miejscu, mimo że sama chce się wyrwać... Coś w rodzaju władzy i argumentów trzymania przy sobie.
I gdybym powiedziała, że mi to nie przeszkadza, że mnie to nie boli... skłamałabym.
|