obłędnie, niezdarnie, bezwstydnie, umiłowałam to sobie, wśród masowej hodowli miłości, o której myślę zapalając kolejnego papierosa, idąc po zimnych płytkach do kuchni po kolejną kawę, i śniąc sen, śniony we śnie. czuję aromat pudru, słodkawy, gminny, piżmowy. ceremonia niemitologizująca, dawczyni bytu, z rzęs. cała jestem. soczystość. sama jestem. wachlarz nieposłuszeństwa.
a ty krzyczysz, że to takie przejściowe.
i znowu zaplatam palce w twoich myślach i sycę się stojąc obok, a mój kolejny papieros jest doskonałym przykładem doskonałej rozkoszy. sprawia przyjemność, a nie zaspokaja...
|