wyszłam z domu nie zważając na brzydką pogodę na zewnątrz. zarzuciłam na głowę kaptur i ruszyłam szerokim chodnikiem. patrzyłam z pod grubo wytuszowanych rzęs na mijających mnie ludzi, którzy uciekali przed deszczem trzymając w ręce parasole. mijałam sklep, w którym od małego kupowałam moje ulubione lody. mijałam uliczkę, w której chowałam się przed mamą kiedy nie chciała mi kupić nowej zabawki. mijałam kościół, w którym rodzice zawarli swoje małżeństwo. mijałam park, w którym spazmatycznie szukałam Twojej sylwetki. mijałam mapę miasta, na której krzywo napisałam sprayem inicjały mojej pierwszej dziecinnej miłości. mijałam ławkę, na której jakiś tydzień temu siedziałam z najwspanialszymi ludźmi na świecie i obserwowałam swojego obecnego Boga. mijałam huśtawkę, o którą zawsze zawzięcie walczyłam w zerówce. mijałam też i ludzi, dla których to wszystko nie miało większego znaczenia. dla nich to był zwykły sklep, zwykła uliczka, zwykły kościół, zwykły park, zwykła popisana mapa przez tutej
|