mówiłeś, że jestem wszystkim. szkoda tylko, że to było kłamstwo. codziennie przychodziłeś pod moją szkołę i odgrywałeś rolę kochającego chłopaka. całowałeś mnie dłużej niż zawsze, obejmowałeś mocniej, szeptałeś słodkie słowa miłości do ucha. wypowiadałeś je wystarczająco głośno żeby wszyscy słyszeli jaki jesteś czuły. moje najlepsze przyjaciółki wzdychały do ciebie. były pod wrażeniem twojej urody. zauroczyłeś je. byłeś ich bożkiem. dzięki tobie uwierzyły, że na świecie są jeszcze rycerze na białych koniach. i dlatego kiedy powiedziałam im, że mnie wcale nie kochałeś, zdradzałeś, okłamywałeś i porzuciłeś dla innej, były bardziej załamane ode mnie. one kochały twoją powierzchowność. a ja głupia pokochałam twoje wnętrze. te zgniłą dusze. te serce z kamienia. kochałam cię najbardziej na świecie, wielkoludzie. niestety po tym jak traktowałeś mnie kiedy byliśmy sami, znienawidziłam cię. byłeś dla mnie nikim. i nawet nie wyobrażasz sobie jak się ucieszyłam kiedy powiedziałeś "to koniec".
|