Obudziłam się z Twoim łóżku, spałeś. Spojrzałam na zegarek, dobrze po czwartej. Ubrałam Twoją bluzę, wzięłam fajkę i poszłam do lodówki po piwo, po czym zawędrowałam na balkon. Tam usiadłam na dupie przy ścianie, otworzyłam procenty i zaczęłam fajczyć. Byliśmy sami w domu, także nie miałam się o co martwić. Spojrzałam na księżyc - nie było pełni, nie było niczego. Chmury, chmury i chmury. 'Nadchodzą czarne dni.' Powiedziałam do siebie, biorąc kolejny łyk. Po sporym czasie wróciłam do pokoju po kolejną fajkę, lecz tam, gdzie były zawsze, ich już nie było. Wzięłam Twoje spodnie - też ich nie było. Drzwi do pokoju się zamknęły, a Ty podszedłeś i złapałeś mnie w pasie. 'Słońce, mówiłem, że nie będziesz przy mnie palić.' Mruknąłeś mi do ucha. 'Nie paliłam przy Tobie' Odpowiedziałam, kiedy moje ciało przeszyły dreszcze. 'Wychodzi na to samo.' Znów mruknąłeś, a ja nie wytrzymując, rzuciłam się na Ciebie i zaczęłam całować, nie patrząc na skutki tego wybryku.
|