Obejmował mnie mocno, wracaliśmy skądś wieczorem, jego kurtka drapała mi policzek, szliśmy wtuleni w siebie, lekko mżyło, ulice były wilgotne, a światła odbijały się we wszystkim, tysiące małych światełek - pod nogami, na mokrych gałęziach, samochodach, płytach chodnika, szliśmy w tym rozigranym mokrym świetle, w powietrzu było czuć nadchodzącą wiosnę, ten deszcz był pożegnaniem zimy, a on mówił: - Zobaczysz, będziemy tacy szczęśliwi, zobaczysz, teraz będzie inaczej. W inaczej było jego marzenie o normalnym życiu, o życiu ze mną. Ja też chciałam, żeby było inaczej. Inaczej niż dotąd.
|