|
okusikaaa.moblo.pl
żyję. oddycham. tak jak prosiłeś. wieczorami biorę lekki nasenne z nadzieją że nie będę miała znów koszmarów. z Tobą w roli głównej. Ciebie umierającego. Twoją ostatnią
|
|
|
żyję. oddycham. tak jak prosiłeś. wieczorami biorę lekki nasenne z nadzieją, że nie będę miała znów koszmarów. z Tobą w roli głównej. Ciebie, umierającego. Twoją ostatnią prośbą było to, żebym żyła. przecież doskonale wiesz, że nigdy nie byłabym Ci w stanie odmówić. po przebudzeniu łykam garść tabletek przeciwdepresyjnych. lekarze twierdzą, że pomagają. ja czuję się tylko odurzona, niczym na haju. ale to nie zmienia postaci rzeczy. to nie zmienia faktu, że nadal Cię czuję. że nadal Cię słyszę. że wciąż widzę Ciebie obok siebie. z domu wychodzę sporadycznie. przestałam dbać o tak nieistotne sprawy jak wygląd czy przyklejony do twarzy uśmiech. ludzie z obawy na to jak zareaguję nie pytają o moje samopoczucie. traktują mnie jak wariatkę. jak uciekinierkę z zakładu psychiatrycznego. tylko dlatego, że kochałam. tylko dlatego, że oddałam swoje serce do depozytu osobie, która nie żyje. osobie, która zabrała narząd odpowiedzialny za mój uśmiech, razem ze sobą. bezpowrotnie.
|
|
|
godzinami siedzę przy Twoim grobie, krzycząc do boga, że nie wierzę w jego istnienie. nie jestem przykładem cnót czy świętości, ale na taką niewyobrażalną tragedię na pewno sobie nie zasłużyłam. żałuję, że się nie rozstaliśmy zanim jakaś skurwysyńska siła wyższa z własnego kaprysu mi Ciebie odebrała. może gdybym Cię straciła ze świadomością, że nie byłeś mój, byłoby mi lżej pogodzić się z tą niewybaczalną koleją rzeczy. może gdybyś mi nie obiecywał, że każdy z naszych oddechów będzie synchronizowany, teraz byłoby mi łatwiej. żałuję, że nigdy mnie nie skrzywdziłeś. że nie byłeś podłym skurwysynem łamiącym dziewczynom serca tak jak łamie się opłatek w dniu 24 grudnia. byłoby mi zdecydowanie lżej. pocieszałabym się, że wcale mi Ciebie nie brakuje. bo łatwiej jest tęsknić za podłym, nic nie znaczącym bydlakiem niż za mężczyzną swojego życia po którego śmierci, czujesz się jak podstarzała wdowa.
|
|
|
a teraz śmiesz do mnie pisać, proponując dziki seks bo ciupciać Ci się zachciało? gdybym tylko miała taką możliwość to napchałabym Ci do ust wszystkie zużyte przeze mnie chusteczki. każdą mokrą od moich łez. każdą z brudnych od mojego tuszu. a później kazałabym Ci się nimi udławić, napawając się widokiem Twojego cierpienia. poczuł byś jak to jest, kiedy musisz zwrócić coś zalegającego w Tobie. masz szczęście, że to tylko cholerne chusteczki, a nie tak jak w moim przypadku - uczucia.
|
|
|
najbardziej bolą momenty, kiedy osoba która niegdyś przywiązywała Cię do łóżka, tylko z obawy przed tym że mu uciekniesz, dzisiaj kiedy przechodzi obok Ciebie na ulicy, a Ty nieudolnie się z nim witasz, zapomina Twojego imienia.
|
|
|
to nie jest tak, że jestem zbyt wybredna czy czekam na księcia na białym rumaku. ja zwyczajnie nie potrafię trwonić czasu na jakiś palantów, którym mózg zastępują bicepsy, a ich szacunek do kobiet mieści się w łyżeczce do herbaty.
|
|
|
przed kolegami, będziesz łgał, że nie byłam dojrzała na poważny związek. że to Ty nie chciałeś mi dać szansy, a nie na odwrót. przecież Twoje wybujałe ego, które niechcący nadgryzłam nie mogłoby ucierpieć. ale nie ważne. grunt, że my wiemy jak było. że Ty masz pełną świadomość, że to ja Cię zlałam, jak kubek zielonej herbaty do umywalki.
|
|
|
jeżeli choć przez chwilę, Twoją podświadomość przebiegła myśl wątpiąca w to czy go kochasz, oznacza to, że Twoje serce przestało bić niemal synchronicznie względem jego serca. czas wtedy spakować swoje rzeczy i się pożegnać. zdecydowanie lepiej, zrobić to szybko i bezboleśnie niż karmić złudzeniami, a później błagać, żeby przestał łkać jak mały szczeniak, kiedy powiesz że odchodzisz.
|
|
|
nie żebym potrzebowała faceta, ale czasem się do czegoś przydają. do otwarcia słoika ogórków. przybicia gwoździa. ochrony przed potworami mieszkającymi pod łóżkiem. sprawdzania tętna ustającego ze strachu, podczas burzy. studzenia gorącego kakao, tylko po to, aby nie poparzyło naszych ust. pożyczania swojej bluzy, kiedy jest nam zbyt zimno. przynoszenia gorącej herbaty i opatulania ciepłym kocem, podczas przeziębienia. no i w ewentualnej konieczności - do kochania. ale to wszystko to tylko sporadyczne wyjątki, zdarzające się w radykalnych przypadkach.
|
|
|
nie żebym potrzebowała faceta, ale czasem się do czegoś przydają. do otwarcia słoika ogórków. przybicia gwoździa. ochrony przed potworami mieszkającymi pod łóżkiem. sprawdzania tętna ustającego ze strachu, podczas burzy. studzenia gorącego kakao, tylko po to, aby nie poparzyło naszych ust. pożyczania swojej bluzy, kiedy jest nam zbyt zimno. przynoszenia gorącej herbaty i opatulania ciepłym kocem, podczas przeziębienia. no i w ewentualnej konieczności - do kochania. ale to wszystko to tylko sporadyczne wyjątki, zdarzające się w radykalnych przypadkach.
|
|
|
z miłą chęcią się poświęcę i kupię Ci bilet na tego twojego pierdolonego marsa. w jedną stronę, oczywiście.
|
|
|
pseudo 'przyjaciółeczki', które tylko czekają, żebyś się obróciła do niej plecami. natychmiast wbijają między Twoje łopatki, ostre, tępe narzędzie - które chowały pod pseudonimem 'zaufanie'. wykorzystują to, że otwierasz przed nimi drzwi swojego serca. właśnie, wtedy do Ciebie dociera, że rozsądniej byłoby otworzyć cholerne okno, przynajmniej miałaby problemy z wejściem do środka. później pozostaje Ci jedynie wyrzucić ją przez balkon. ale nie! ona zostaje w środku Twojego serca. kurczowo trzyma się barierek balustrady. niszczy je od wewnątrz, obsypując Cię obelgami. wypruwa Twoje wnętrzności, ukazując światłu dziennemu Twoje tajemnice.
|
|
|
najpierw bronił mnie przed potworami mieszkającymi w szafie, a później sam się stał jednym z nich. szkoda, że nie dał mi nikogo w zastępie. nikogo na tymczasowe bycie moim 'gorylem'. przecież śniadanie do łóżka samo się nie przyniesie. kawa sama nie zaparzy. a zziębnięte dłonie, same nie rozgrzeją. to właśnie po jego odejściu doceniłam wypełnianie wszystkich 'obowiązków', które za mnie wykonywał. bez niego jestem jak ryba bez wody. nie jadam śniadań. rzuciłam kawę, a moje dłonie są wiecznie popękane jak u osiemdziesioletniej staruszki.
|
|
|
|