|
nikegirl.moblo.pl
złapię kiedyś miłość za włosy. wyrwę garść i dam porwać wiatru. następnie sprzedam jej prawego sierpowego i wrednie się zaśmieję. potem z lewej kieszonki bluzy wyciągnę
|
|
|
złapię kiedyś miłość za włosy. wyrwę garść i dam porwać wiatru. następnie sprzedam jej prawego sierpowego i wrednie się zaśmieję. potem z lewej kieszonki bluzy wyciągnę maleńki nożyk i z precyzją wbiję go w jej serce. będę je maltretować, aż przeprosi za cały ból jaki mi wyrządziła. za tęsknotę, bezsenne noce, litry wylanych łez. za kilkanaście wypitych butelek trunków i kilka wypalonych paczek papierosów. za facetów przed którymi mnie nie ostrzegła i za szare dni spowodowane jej brakiem. a potem wytrę nożyk w śnieżną chusteczkę. umazaną krwią wyrzucę gdzieś w parku, a później ze szczęściem na ustach wrócę do domu i w końcu bez żadnych awantur i cierpień serca wypiję ciepłe kakao i zasnę w swoim wygodnym łóżku.
|
|
|
Każdy haust powietrza to druga szansa.
|
|
|
każdego wieczoru gdy kładę się do łóżka zasypiam z nadzieją że jutro będzie lepiej. że wszystko się jakoś ułoży albo odejdzie gdzieś w niepamięć. nie podnosząc głowy z poduszki szukam telefonu. jest. sprawdzam godzinę. przecieram oczy i stawiam stopy na chłodną posadzkę. poranne promienie słońca wpadają do mojego pokoju, co chwilę chowając się za czarnymi chmurami. podchodzę do okna i znów zdaję sobie sprawę że nic się nie zmieniło. wszystko jest dokładnie tak jak wczoraj. znów będę cały dzień zamęczać się problemami, szkołą, nim. znów dałam się oszukać nadziei.
|
|
|
za kilka, a nawet kilkanaście lat. kiedy to już ułożę sobie w miarę życie wyjadę gdzieś do małego miasteczka. zbuduję nieduży domek z pięknym ogródkiem i małym co nieco. w lecie będę siadać na drewnianej huśtawce. będę się śmiać z naiwnych ludzi popijając herbatą z rumem. będę wspominać Twoje czekoladowe tęczówki i nienaganny uśmiech. Twoje specyficzne chodzenie i postawną sylwetkę. będę chodziła po świeże bułki do sklepu na zakręcie. a w zimie w puchowym skarpetach i starych swetrach będę siadywać na parapecie w kuchni i liczyć spadające płatki śniegu na ziemię. będę tęsknić i płakać. będę żyć po swojemu. jedynie z psem o oczach koloru Twoich włosów.
|
|
|
to nie tak że ja się zmieniłam. ja po prostu dorosłam.
|
|
|
życie jest trudne i często daję mi nieźle po tyłku. często brak mi sił by się podnieść i iść dalej. by pokonać wszystkie przeszkody jakie mi stawia na drodze. ale mimo wszystko - wierzę. wierzę że są te chwile w życiu każdego człowieka, na które warto czekać mimo tych złych minut.
|
|
|
a moją mamę, która przed chwilą usłyszała jakąś kobietę, która wygrała w radiu 160 tysięcy trzeba było widzieć. wbijała nóż w biednego kurczaka, który ma być naszym dzisiejszym spóźnionym obiadem. a jej słowa, które płynęły z ust można byłoby złożyć w całkiem dobry kawałek tyle że trzeba byłoby trochę ograniczyć przekleństwa.
|
|
|
00;00 - nareszcie nie muszę liczyć na swoich zmarzniętych palcach, która to literka w alfabecie. i który to może być tym razem dupek.
|
|
|
słońce mocno przygrzewało tego dnia, a delikatny wiosenny wiatr porywał jej welon do tańca. ostatnie poprawki i była gotowa wejść do kościoła pełnego ludzi. wzięła swojego ojca pod ramię i stanęła w progu biorąc ostatni głęboki wdech. spojrzała na przepełnione ławki bliskimi. na przepięknie ubrany kościół w białe magnolie, które tak uwielbiała. aż w końcu zatrzymała wzrok na Nim. stał na przeciwko niej doszczętnie przeszywając każdy milimetr jej ciała. uśmiechał się dumnie i cwaniacko. ubrany w ciemny garnitur i czerwone trampki czekał na nią. był tym jedynym. była tego pewna. wiedziała że może mu ofiarować swój durny świat i całą siebie. uśmiechnęła się, a u jej policzków powstały dwa przecudne dołeczki. ojciec pocałował ją w czoło i ruszyli po płatkach róż, które były rozsypane na krwistym dywanie. czuła się najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. wiedziała że zaraz będzie prawnie należało jej serce do Niego, a Jego do niej.
|
|
|
a jak będziesz chciał zobaczyć jak wygląda moje szczęście, spójrz w lustro.
|
|
|
nie lubię gdy w domu nie ma ani skrawka czegoś słodkiego, a jak na złość w telewizji lecą same reklamy nutelli czy moich ulubionych chipsów.
|
|
|
siedzę opierając się o pień drzewa. trzymam kubek gorącej herbaty z sokiem malinowym i spoglądam w rozgwieżdżone niebo. jedne migocą, a drugie nawet układają się w litery alfabetu. zamykam oczy i wdycham chłodne powietrze. myśli odchodzą gdzieś daleko, na inną planetę. żadne czekoladowe oczy, żadne smutki, ani mniejsze czy większe problemy nie biegają po mojej głowie. nie ma ich. poranne promienie słońca budzą mnie mierzwiąc po mojej bladej twarzy. siadam na trawie pokrytej poranną rosą. spoglądam we wschodzące słońce o barwach pomarańczy. błękitne niebo pokryte gdzieniegdzie białymi obłokami wydaję się być najpiękniejszym widokiem na świecie. wszystko co leżało mi niezdarnie na sercu, bolało czy przypominało o przeszłości gdzieś się skryło. znów byłam tylko ja i poranne chłodne powietrze. a potem podnoszę swoje zmarznięte ciało z wilgotnej ziemi. wracam do domu i znów wszystko wraca. wszystkie zmartwienia, ból i problemy. znów świat wydaję mi się szary, a ja czuję się rzucona na pa
|
|
|
|