|
kinia10107.moblo.pl
idziesz przez park. na szerokiej alejce mijasz tłumy osób. jedni się śpieszą i z językiem na brodzie kroczą przed siebie inni idą wolno rozglądają się dookoła jak gdyb
|
|
|
idziesz przez park. na szerokiej alejce mijasz tłumy osób. jedni się śpieszą i z językiem na brodzie kroczą przed siebie, inni idą wolno, rozglądają się dookoła, jak gdyby chcieli poznać świat na nowo. na ławkach spotykasz zakochane, obejmujące się pary. idziesz dalej, widzisz jakiś samotników zapatrzonych w pusty świat. jest dość szaro. czasem słońce zajdzie za chmury, powodując odwieczny mrok. dzień za dniem ucieka, a powietrze prześlizguje się przez palce. jest cholernie ciężko. stawiać krok za krokiem i być na tyle stabilnym, by nie upaść. czasami potykasz się i jak kłoda spadasz na ziemię. nie jest łatwo, ale podnosisz się, bo w końcu trzeba walczyć mimo, że coraz częściej nam się to nie udaje. życie obiera zupełnie inne scenariusze niż tak naprawdę byśmy chcieli i rani nas na każdym kroku, dając do zrozumienia, że życie to odwieczna walka. walka z samym sobą. między sobą.
|
|
|
wiesz co było najgorsze? najgorsze było to, że obwiniałam wszystkich wokół, że jego już nie ma. robiłam głupie wyrzuty sumienia i odsuwałam od siebie przyjaciół. ten ból w sercu i piekące łzy na powiekach nie dawały mi normalnie funkcjonować. nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego akurat on? dlaczego akurat on, musiał teraz patrzeć na mnie z góry. nie mógł podejść i jak zawsze powiedzieć, że będzie dobrze. nie miałam już osoby, która witając się, uderzała by mnie mocno z barku, tak, że chwiałam się na nogach. nie miałam osoby, która pomogłaby mi przeżyć kolejny dzień, tydzień, miesiąc i następny rok. mimo, że czułam jego obecność, gdy co wieczór modliłam się o to, by wiedział, że nie jest mi obcy. nie radziłam sobie z sobą. byłam wrakiem człowieka. człowieka, któremu w tak krótkim czasie zawalił się doszczętnie cały świat.
|
|
|
ja tylko czasem dławię się łzami. ogólnie jest w porządku. naprawdę.
|
|
|
dla ciebie gotowa byłam zrobić wszystko. zawsze mogłeś na mnie polegać. zawsze mogłeś na mnie liczyć. przecież zawsze ci pomagałam, zawsze byłam obok i zawsze starałam się, byś nie czuł się samotny. zawsze razem łamaliśmy zasady i burzyliśmy mury. przyjaźń na zawsze? nie mówiłeś, że zawsze, trwa jakieś czternaście lat.
|
|
|
podobno nie mam uczuć i jestem zbyt oschła. podobno jestem arogancka, wredna, podła i nie miła. podobno, zajebiście mi się z tym żyje.
|
|
|
nie potrzebował pistoletu by mnie zabić. wystarczyły cztery, smutne słowa, już Cię nie kocham, by posypał mi się świat.
|
|
|
usiądę i zacznę pisać. wymienię wszystkie dni w których byliśmy razem tacy szczęśliwi. nie zajmie mi to dużo czasu, bo sam wiesz, rzadko takie miewaliśmy. następnie zacznę wymieniać wszystkie awantury i niepotrzebne sprzeczki. uronię przy tym kilkadziesiąt łez, aż w końcu wezmę się w garść by pisać dalej. poinformuję cię, że to co było już dawno minęło i nie opłaca się do tego wracać. gdzieś na końcu umieszczę moje zdjęcie. na mojej twarzy zagości uśmiech. tak. teraz, po nieszczęśliwym zakończeniu przyszedł czas na nową bajkę. jest całkiem dobrze, jestem cholernie szczęśliwa i wreszcie naprawdę zakochana. teraz wiem co to znaczy kochać i wiedzieć, że to on jest tym jedynym. teraz mam osobę, dla której gotowa jestem poświęcić naprawdę dużo. nie bój się, nie dam ci tych zapisanych uczuciami kartek. przecież wiesz jak u mnie i wiesz, że nareszcie sobie radzę. ja wiem, że u ciebie ciężko i zatapiasz smutki w kieliszku wódki, ale teraz już z tego powodu jest mi wszystko jedno. bywa.
|
|
|
myślała o nim zawsze. każdego dnia wsiadając do autobusu siedział w jej głowie, gdy ona zapatrzona w otaczający ją tłum wsłuchiwała się w teksty grubsona. w chwili gdy wysiadała, przypominała sobie jego uśmiech i uśmiechała się sama do siebie, a otaczający ją ludzie dziwnie na nią spoglądali. szła przez park, chłodny wiatr otulał jej twarz, a ona zamyślona przypominała sobie jak delikatnie muskał jej szyję ciepłymi ustami. momentalnie robiło jej się cieplej. czekając na światłach wpatrywała się w niebo. miało taki sam kolor jak jego oczy. uwielbiała wpatrywać się w tą niebieską przestrzeń widniejącą w jego tęczówkach. szła powolnym krokiem i analizowała, każde jego słowo skierowane w jej stronę. dochodziła do szkoły, czasem widywała go w tłumie. jej serce biło tak mocno, jakby zaraz miało wyskoczyć lub połamać żebra. wiedziała, że to coś więcej niż zauroczenie, a motylki w brzuchu podpowiadały jej, tak kochasz go i znów miały rację.
|
|
|
włączam pauzę. nie mam siły żyć, oddychać i radzić sobie z problemami. wysiadam i uciekam z tego świata. nie ogarniam, tego spaczonego społeczeństwa i chciwości osób bliskich. nienawidzę kłamstwa, obłudy i arogancji. gdzie szczerość wyrażana poprzez własne zdanie, a nie wypowiadanie zbędnych wulgaryzmów? gdzie ten szczery uśmiech, który został wyparty przez sztuczność uczuć? gdzie jest miłość, ta prawdziwa, szczera i odwzajemniona? gdzie prawdziwi przyjaciele? pytam, gdzie?
|
|
|
nie wiesz jak to jest gdy świat cię przerasta i upadasz przykryty nawałem problemów. nie wiesz jak to jest budzić się mając przed oczami wczoraj, a okropny ból rozdzierający serce miesza się ze łzami. nie wiesz jak to jest robić coś co kompletnie nie ma sensu, tylko po to by nie tęsknić. nie wiesz jak to jest sklejać serce, gdy ono jest na tyle uparte, że nadal stara się kochać resztkami bezsensownej miłości. nie wiesz jak to jest, czuć cholerny ucisk w klatce piersiowej i osuwać się na podłogę, zanosząc się płaczem jak małe dziecko za ulubionym misiem. nie wiesz jak to jest gdy rozum kłóci się z sercem, a ty stoisz na rozstaju dróg i niechybnie podejmujesz niewłaściwą decyzję. nie wiesz jak to jest, więc proszę nie mów, że wiesz co czuję.
|
|
|
cz.2. wszystko wydaje się być teraz takie ciężkie. nie potrafisz wziąć pełnego wdechu, a bezwładne ręce i nogi, nie pomagają ci wstać. podpierasz się o umywalkę, a po policzkach płynie ci krew. myślisz, że to łzy cierpienia i ogromnego bólu. jesteś cała zakrwawiona i otumaniona. w twojej głowie przedziera się stos myśli, ale nie wychwytujesz nic konkretnego. siadasz oparta o drzwi. na podłodze widzisz potłuczoną butelkę po wódce. patrzysz na ręce i widzisz czerwony płyn, który stale wydobywa się z owej rany. zaczynasz się ironicznie śmiać i nie wierzysz, że jesteś nikim. nie wierzysz, że zniszczyła cię miłość, a osoba, która miała być przy tobie zawsze, teraz bawi się z kimś zupełnie innym. bierzesz do ręki kawałek potłuczonej butelki i kreślisz na nogach małe serca. przebijasz je i tworzysz nowe smugi krwi. szepcesz, ''to za naszą miłość kochanie'' i zamykasz oczy. nie czujesz nic, oprócz ogromnego bólu, przeszywającego twe ciało na wskroś. upadłaś.
|
|
|
cz.1. siedzisz otulona kocem. obok sterta porozrzucanych chusteczek i pilot w ręku. na ekranie pojawia się romantyczny film i moment, kiedy zakochani wyznają sobie miłość. ogarnia cię szał i rzucasz butelką w ekran telewizora. słyszysz trzask, a twoim oczom ukazuje się śnieżnobiały widok. siadasz na podłodze, podnosisz butelkę z alkoholem i mimowolnie przechylasz ją, by wypić jak najwięcej. kompletnie sobie nie radzisz, ale topienie smutków wydaje ci się być najlepszym rozwiązaniem. idziesz do kuchni i sięgasz po ostry nóż. delikatnym odruchem ręki suniesz po nadgarstku. stróżka krwi płynie aż do łokcia i spada, odbijając się od płytek. otwierasz apteczkę i chwytasz tabletki antydepresyjne. przechylasz butelkę popijając owe pastylki i czujesz mętlik w głowie. niewiele widzisz, jesteś ogłuszona, ale po omacku starasz się dojść do łazienki. stajesz przed lustrem i widzisz wrak człowieka. tracisz grunt pod nogami i opadasz na ziemię. czujesz ogromny ból po zderzeniu głowy z posadzką.
|
|
|
|