 |
kinia10107.moblo.pl
niech zniknie ta przestrzeń między Nami przez którą tak cholernie Nam do siebie daleko.
|
|
 |
niech zniknie ta przestrzeń między Nami, przez którą tak cholernie Nam do siebie daleko.
|
|
 |
stała pod Jego blokiem, trzęsąc się z zimna i przysłuchując głupim komentarzom na temat tego, że On pewnie wystawi ją do wiatru. nie minęło nawet 15 sekund, a On założył jej coś na ramiona, mówiąc 'przepraszam piękna, ale szukałem dla Ciebie bluzy.' pocałował ją delikatnie w czubek nosa, powodując, że te 3 barbie stojące obok poraniły sobie wnętrza dłoni tipsami.
|
|
 |
byliśmy na tej samej imprezie. około pierwszej kumpel uniósł w górę pustą butelkę po piwie. -gramy, pytanie albo wyzwanie! -zagaił. usiedliśmy w niedbałym kręgu, kolejne osoby zaczynały kręcenie. w końcu szkło trafiło w Jego dłoń,a kręcąca się butelka w końcu zatrzymała się wskazując na mnie. -wyzwanie. -wymamrotałam. uśmiechnął się do mnie, na co serce zabiło zdecydowanie za szybko. tak dawno tego nie robił. -pocałuj mnie. -polecił mi na co zareagowałam krótkim lękiem. zbliżyłam się do Niego i połączyłam nasze wargi w całość na dobrą minutę, delektując się na powrót Jego bliskością. wróciłam na swoje miejsce i zakręciłam niedbale, przyjmując współczujące spojrzenia znajomych, którzy doskonale wiedzieli jak bolało mnie rozstanie. butelka wykonała ostatni obrót i zatrzymała się, na Nim. -pytanie. -podrapał się po karku. przełknęłam ślinę.-kochasz mnie jeszcze? -wybełkotałam. -jak wariat.-odpowiedział po czym otworzył ramiona ze świadomością,że zaraz się w nich znajdę./ definicjamiloscii
|
|
 |
pamiętam tylko jak odszedłeś, ostatni raz muskając wargami mój policzek. nie mówiąc nic, z powagą patrzyłeś na mnie jak na idiotkę, która dusiła się łzami, bo nie mogła ogarnąć płaczu i tego cholernego bólu serca. ta idiotka do dziś wierzy, że jeszcze kiedyś wrócisz, wiesz ?
|
|
 |
widok Ciebie puszczającego moją dłoń, był cierpieniem dla moich oczu. widok Ciebie, gdy odchodziłeś, był śmiercią dla mojego serca.
|
|
 |
zdrowaś Marycho, buchów pełna. bong z Tobą. błogosławionaś Ty między innymi ziołami i błogosławiony efekt Twojej banii. święta Marycho, matko rastów, staw się za zjaranymi teraz i w godzinie bani naszej. zioło.
|
|
 |
Panie Boże, przecież ja jestem zbyt słaba na to pierdolone, wypełnione fałszem, pełne problemów i rozczarowań życie. ja nie chcę, słyszysz ?! nie chcę tkwić w tym bagnie, do którego z każdym krokiem wchodzę głębiej. tu, gdzie o byle gówno leci kropla łzy i potem nie ma powrotu. tonę. tonę w morzu łez. proszę, zabierz mnie. zabierz jak najdalej stąd. z dala od zawodów, żalu i obłudy. zabierz mnie w najbardziej znane miejsce wszechświata, gdzie kończy się smutek a zaczyna najpiękniejsze życie po śmierci.
|
|
 |
pamiętam tych dwóch gości, nienawidzili się, nienawidzili się do szaleństwa. tamtej nocy mieli stoczyć ostatni pojedynek, walkę rozgrywającą wszystko, według zasad 'fer play' tylko oni i ich pięści. i właśnie dlatego mimo okropnego strachu zgodziłam się by w niej uczestniczył, tak zgodziłam bo jeden z nich był moim przyjacielem. przyjacielem w którego siłę bezwarunkowo wierzyłam. i tak nie pomyliłam się. klęczał nad nim z ogromną przewagą i napieprzał go po twarzy, tylko że wtedy tamten wyjął nóż, nikt nie zdążył zareagować, doskoczyć, odepchnąć. stalowe ostrze trafiło prosto w serce do dziś nie wiem jakim cudem tak idealnie wycelował w to miejsce ale stało się a przeraźliwy krzyk bólu człowieka który był dla mnie niczym brat przeszył wszystkich zgromadzonych wokół. wtedy po raz pierwszy w życiu straciłam coś tak cholernie ważnego. straciłam część siebie, straciłam jego.
|
|
 |
szukam zrozumienia wokół zagapionego tłumu, wokół świata w którym słucha się serca zamiast rozumu. wokół ludzi dla których miłość jest jedynym co mają - do czasu kiedy stracą to co naprawdę kochają.
|
|
 |
myślałam, że jest dobrze. co rano budziłam się z tym przekonaniem, że jestem dla kogoś tak cholernie ważna. otoczona kłamstwami i udawaną miłością żyłam w złudnym mniemaniu o dalszym moim i naszym życiu. co wieczór kładłam się spać z poczuciem bezwarunkowego szczęścia i z wiarą, że tak będzie już zawsze. do czasu kiedy dostałam szczerością po ryju. - nagle runęło wszystko.
|
|
 |
Jego duch stał obok, patrzył na jej łzy. dotykał policzka, lecz nie czuła nic.
|
|
 |
koniec wakacji. idziesz na imprezę, poznajesz zajebistych ludzi z którymi bawisz się o niebo lepiej niż z tymi których znasz niemalże całe życie. a najgorsze jest to, że dopiero następnego dnia tak naprawdę uświadamiasz sobie, że nigdy już ich nie spotkasz... / eloszmero.
|
|
|
|