i niby się cieszę z tym wakacji. wstawanie o 12, szybki prysznic, lekkie śniadanie w postaci musli i bieg do tych ludzi, których kocham ponad wszystko. powrót w nocy, ewentualnie popołudniu na obiad. śmianie się, gadania i łażenie po mieście godzinami. uciekanie z parku i wcinanie kilkunasta lodów na dzień. uwielbiam to, jak chyba każdy, ale.. ale szkoła. to budynek, to jedyne miejsce, gdzie mam okazję spojrzeć na Ciebie ukradkiem, a by w moich brązowych oczach gościły te kurwiki oznaczające pożądanie. a tak? dwa miesiące, 62 dni i końcówka czerwca. przecież to wieczność.. to wieczność, która wykończy mnie mimo tylu zalet. to wieczność, która zbiję mnie tęsknotą.
|