 |
julciovaa.moblo.pl
Nie zostało nic z miłości i zaufania rzygamy kłamstwem zdradami i bólem.
|
|
 |
Nie zostało nic z miłości i zaufania, rzygamy kłamstwem, zdradami i bólem.
|
|
 |
Krytyka i opinie innych spływają po mnie bez żadnego oddźwięku, więc gdy jego słowa wyciskają z moich oczu łzy, wtedy wiem, że on znaczy więcej, niż inni.
|
|
 |
Nie zostawiaj kobiety głodnej Twoich słów. Nigdy.
|
|
 |
Szli ulicą spokojnie, jak gdyby nigdy nic. Tylko serca biły im tak, jakby zaraz miały przestać kochać.
|
|
 |
Nie staraj się ratować czegoś, co Cię niszczy.
|
|
 |
Nie ma nic bardziej idealnego niż moje odbicie w Twoich oczach.
|
|
 |
Spotykamy tak wiele osób, by uświadomić sobie, że tylko kilka jest wyjątkowych.
|
|
 |
Ale tak się złożyło, że pewnego dnia przeznaczenie bezdusznie zmieniło zdanie.
|
|
 |
Odbierz mnie światu który zabiera mi oddech, zabierz mnie z tej próżni gdzie nie słychać życia.
|
|
 |
i z chęcią przyjęłabym nawet propozycję zawarcia paktu z diabłem, jeśli to miałoby umożliwić mi pozbycie się go z serca. nie wiele ucierpiała by na tym moja dusza, ponieważ już prawie nie istnieje. rozbierał ją po kawałku, aż odebrał prawie całą, zostawiając tylko tą najmniejszą część mojego ja. nie straciłabym też wiele nowej krwi, ponieważ nieokiełznany mięsień z lewej strony klatki piersiowej, wciąż krwawi po trochę, byłoby więc czym podpisać diabelski dokument. tylko żeby zostawił mnie w spokoju, moje sny, moje myśli, moje nieudane od dnia poczęcia życie.
|
|
 |
kilka ruchów, zgięcie nadgarstka, czarne grudki lecące jakoś pod dziwnym kątem. uderzają o drewniane wieko. tak głucho. choć to wiosna, zabłąkane zeszłoroczne liście biją w plecy. poły płaszcza cicho szeleszczą, skrywając coś tak bardzo delikatnego. cichy szloch, który jednak wymyka się z gardła, by ostatni raz się pożegnać. tak niesprawiedliwie. nagie gałęzie uginają się, głucho wyje zabłąkany wiatr. tak żałośnie. choć i niebo chce płakać, chyba już nie potrafi, nie umie się zdobyć na te kilka kropli deszczu. tak samotnie. ostatni kruk odlatuje, następuje krótka cisza. ocierając łzę, mimochodem zauważam, że ziemia staje się zimniejsza, gdy chowasz w niej swoje serce.
|
|
 |
smętna piosenka, rzęsisty deszcz podświetlany przez uliczną latarnię. roztrzęsiona wewnątrz, patrzyłam na wszystko pozornie obojętnym wzrokiem. nie zważając na coraz bardziej mokre włosy i wodę przelewającą się w butach, brnęłam pod wiatr w stronę domu. piosenka dobiegała końca a ja byłam coraz bliżej. w pewnym momencie wyszłam z poza zasięgu świateł i w zupełnej ciemności pokonywałam ostatnie metry. gdzieś w mojej głowie pojawiło się nieśmiałe marzenie, niewinna myśl, że może mimo wszystko on właśnie stoi pod bramą i czeka na mnie, aby powiedzieć to cholerne przepraszam albo po prostu przytulić. ostatnie nuty ucichły a ja otworzyłam zaciśnięte powieki i rozejrzałam się po ciemności. nic. żadnego kształtu, cienia, oddechu. jedynie pies podbiegł mnie przywitać, jako jedyny cieszący się z mojego powrotu. ostatnia nadzieja, że zrozumiał ulotniła się wraz z momentem, gdy kolejny raz przekroczyłam próg tego domu wariatów.
|
|
|
|