Po prostu jest wszystkiego za dużo. Za wiele jak jak na moje możliwości. Powoli się wypalam, nie daję rady. A mimo wszystko nie potrafię odmówić. Przeciwnie. Biorę na swoje braki jeszcze więcej. Jestem za to na siebie wściekła, ale wiem, że byłbym jeszcze bardziej, gdybym odpuściła. Wiem też, że niedługo przekroczę pewną granicę. Jedno potknięcie przyniesie katastrofalne skutki. Jeden mały błąd, a wszystko się posypie. Czy jest dla mnie jeszcze jakiś ratunek? Potrzeba mi jakiejś siły. Potężnej siły. Problem w tym, że nie mam skąd jej czerpać. Cała nadzieja w Tobie. Tylko Ty potrafiłbyś przywołać na moją twarz uśmiech. Zniknął by ten grymas. Wróciłaby ta prawdziwa ja. Szkoda tylko, że Ciebie już dawno nie ma. Zniknąłeś. A razem z Tobą mój wszechobecny optymizm.
|