Czasem myślę sobie, że chciałabym uciec, jak najdalej, wsłuchując się w wewnętrzne echo wykrzykujące raz po raz, że już nie mam siły, że już nie mogę. Spowalniając czas zaszyłabym się wtedy w promieniach wschodzącego słońca, tak by słone łzy szybko wyschły w jego blasku, a nadzieja zaczęła lśnić. Powiew wiatru ocudziłby mnie z rozmyśleń, wypełniając moje płuca świeżym, rześkim powietrzem, a poranna rosa na trawie obmyłaby mnie z bólu. Delikatne śpiewy ptaków niosłyby ze sobą radość płynącą z życia, a moje oczy zaszkliłyby się już nie łzami smutku, lecz subtelnej radości, że udało mi się wreszcie ucieszyć życiem. Tak właśnie kiedyś zrobię.
|