Wiecie, dzisiaj idę na randkę...tak właśnie tak. Na randkę. Z kim? Z piosenką, winem, szampanem, moim nagim ciałem z nałożoną na niego tylko męską za dużą koszulą, papierosem i świetnie zrobionym makijażem. Założę najlepszą, koronkową, czarną bieliznę. Będę wyglądać cholernie seksownie. Będę uprawiać miłość sama ze sobą i swoimi myślami. Bez niepotrzebnych wrażeń, tylko same zaskakująco miłe gesty mojej bladej dłoni, wznoszącej kolejne toasty...za mnie i moją miłość trzymającą za rękę wciąż całkiem moją i w pełni świadomą wolność. Tak wysublimowanie...plus ja filigranowa z rozpuszczonymi lokami i unoszącym się dymem, oplatającym całą moją twarz, szyję, ramiona, piersi, brzuch, biodra, uda, stopy...Poza tym. Ona wie co robi. A ja idę na całość. Tak. I choć wokół wszyscy mogą zobaczyć, lub usłyszeć mój śmiech z przenikającym przez niego jękiem przyjemności...to mam to gdzieś.
|