 |
feverr.moblo.pl
rzuć wszystko i chodź się całować
|
|
 |
rzuć wszystko i chodź się całować
|
|
 |
widzisz, niby charakter jest ważniejszy, niż wygląd. tylko, że On nie fatyguje się z poznawaniem wnętrza jakiejś laski, jeśli nie zainteresuje Go jej biust, czy tyłek. także wiesz - te lalki z długimi nogami, pięknym spojrzeniem i przesłodzonym uśmiechem, mają minimalną przewagę.
|
|
 |
głębokimi haustami opróżniamy kolejną butelkę piwa, wciągamy do płuc buch za buchem, śmiejemy się zdzierając gardła. miłość nas nadszarpnęła, my tylko chcemy się wykończyć do końca.
|
|
 |
na samą myśl o Tobie rozrywa mnie od środka. kiedy Cię widzę dosłownie umieram. każda cząstka mojego ciała usycha, wypala się. z trudem powstrzymuję się od krzyku, histerycznego płaczu. nie mów, że jestem zimną panienką bez uczuć, że ewidentnie wszystko po mnie spływa, że zostałam stworzona do ranienia. to tylko honor, który nie pozwala mi okazywać jak obsesyjnie potrafiłam pokochać takiego skurwiela jak Ty.
|
|
 |
znowu mogę powiedzieć, że kocham deszcz. tyle, że tym razem za to, że mimowolnie rozpuszczają się w nim płatki śniegu, a nie bo Ty, nie bo nasze skakanie przez kałuże, nie bo pocałunki wśród milionów nieskazitelnych kropel.
|
|
 |
świadomość, że biały puch właśnie przykrywa swoją kołderką wszystkie kolory wiosny, zakrywa żółte mlecze, zieloną trawę, różowe stokrotki. będzie biało. i czysto. będziemy mogli pomalować to od nowa, wiesz? po naszemu. to jakiś pozytyw.
|
|
 |
było dobrze. potem zachciało nam się kochać.
|
|
 |
lubię mieć Go na wyciągnięcie ręki, łaskotać, patrzeć jak się śmieje, słuchać kiedy mówi o uczuciach, doradzać Mu, wspólnie wcinać kanapki i popijać je colą z jednej butelki. oczywiście, tęsknię czasem, brakuje mi tego co było dawniej, bezkarnego wtulania się w Jego ramiona czy pocałunków kiedy tylko nabrałam na nie ochoty. ale teraz jest zwyczajnym znajomym z którym wyskoczę czasem na piwo, za którego napiszę kartkówkę, któremu potowarzyszę podczas spalania papierosa narzekając, że mógłby to w końcu rzucić. tak jest dobrze.
|
|
 |
i znikniesz, czy Ci się to podoba, czy nie. wymarzę Cię ze swojego serca. potrzebuję tylko czasu.
|
|
 |
na pasztecie pisało, że termin kończy się w dwutysięcznym trzynastym. my zginiemy, pasztety zostaną. masz szanse, mała.
|
|
 |
wskazówka powoli dochodziła do cyferki sześć. dłonie delikatnie drżały ściskając komórkę. na ekranie widniał już wybrany numer, Twój. miałam kilka minut za które kompletnie nie wiedziałam co się wydarzy. w końcu zrezygnowałam z zamierzonego czynu i rzuciłam się bezwładnie na łóżko przykrywając głowę poduszką. nawet w obliczu przypuszczeń końca świata nie potrafię powiedzieć Ci o swoich uczuciach, o tym jak bardzo pragnę, żebyś tu był.
|
|
 |
Jego wargi drażniły moje delikatnymi muśnięciami. obca dotąd dłoń wędrowała powoli i niepewnie po nagiej skórze na biodrze. szeptał ledwo co łapiąc oddech, jak mnie pragnie. prysnęło, bo nie potrafiłam zrobić nic innego jak zwyczajnie wyjść. skaza utworzona w moim sercu dawała o sobie znać, znowu.
|
|
|
|