Szła po łące. Na stopach czuła wilgoć porannej, świeżej rosy. Było dość zimno, jednak jej to nie przeszkadzało. Mgła, ona lekko ubrana, nikogo nie było w okół. Szła coraz dalej i dalej. Łzy ciekły jej po policzkach, ale jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć. Usiadła pod drzewem. Wyjęła sznur, a następnie starannie zawiązała go na szyi. Drugi koniec przywiązała do gałęzi, uprzednio sprawdzając czy jest na tyle silna by ją utrzymać. Stanęła na kamieniu, pomyślała o wszystkim jeszcze raz. Po jej policzku spłynęła ostatnia łza, a serce stopniowo zaczęło zwalniać tempo. W końcu przestało bić, a a jej problemy stały się problemami jej bliskich.
|