Trzymając nogi na szklanym stoliku i przyciskając jego głowe do mojej klatki piersiowej oglądałam ostatni mecz Liverpool'u z Bolton'em. I musze przyznać... było cudownie. Cicho, spokojnie. Tak jak lubiłam. W całym mieszkaniu było słychać tylko głos komentatora sportowego i nasze ciche pomrukiwania wraz z zepsutą akcją piłkarzy. Nie mogłam uwierzyć, że znam go dopiero kilka dni. Lubiłam go. Tak mocno go lubiłam pomimo tego, że naumyślnie mnie denerwował, twierdząc, że marszcze wtedy tak śmiesznie swój mały nosek.
Potrafiliśmy przesiedzieć na dworzu całą noc robiąc tak błahą rzecz jak liczenie przejeżdzających samochodów czy bieganie wokół podświetlonej fontanny. Rozumieliśmy się bez jakichkolwiek słów. Jeszcze kilka dni temu nie zdawałam sobie sprawy z tego jaką zostawił by po sobie pustke w moim połamanym już serduszku gdyby z jakichś powodów odszedł. Dopiero teraz bawiąc sie jego włosami dziękuje temu tam na górze za takiego przyjaciela jakiego zyskalam.
|