Za równy tydzień, będzie dwa miesiące od jego pogrzebu. Za pięć dni będzie dzień, w którym odszedł z tego świata, od nas. Na zawsze. Nie dowierzam, nie wiem kiedy ten czas tak nie ubłagalnie minął. Wracam wspomnieniami, myślami do chwil spędzonych z nim. Nie wierzę. Spotykam jego Mamę na ulicy, dotyka mojego policzka delikatnie szepcząc, że muszę być silna, kiedy do moich oczy napływają kolejne łzy. Chłopaki milczą, nic nie mówią - w ciszy tylko patrzą na puste miejsce na ławce, które należało do niego. Nikt nie ma prawa tam usiąść, to miejsce czeka na jego bezpieczny powrót. Osiedlowe plotkary, już dawno zapomniały o Jego istnieniu. Nie wspominają o Nim. Drugi miesiąc mija, nadzieja nie umiera, wiara będzie zawsze z nami żyła. Ale boje się. Boje się stracić nadzieje, na jego powrót. Chce wierzyć, że to tylko głupi sen. 11 lipca - kolejna feralna data, pojawiła się w kalendarzu. Odpalam znicz na jego grobie, oddalam się. Nie potrafię się z nim pożegnać, jeszcze nie teraz. | droga_ulicy
|