siedziałam na przodzie z podkulonymi nogami pod samą klatkę piersiową. trampki pozostawiały za sobą błoto na siedzeniu, przez co mój brat dostawał szału. śmiałam się z niego i pogłośniłam muzykę, aby zagłuszyć jego groźby, które mówiły że to ja jutro będę cały dzień szorować jego skarba. tata, który siedział w tyle zatykał sobie uszy prosząc mnie, abym to ściszyła. śpiewałam refren jakiejś piosenki, pisząc sms z człowiekiem, od którego się uzależniłam. śmiałam się szczerze z braku jakiejkolwiek powagi, bólu, płaczu czy nieszczęścia. uśmiech nie schodził mi z twarzy, a ja sama czułam się jak po kilku kreskach. lubię kiedy w końcu zaczyna się układać, a moim jedynym problemem były obawy, że jutro naprawdę będę musiała szorować tego złoma
|