Siedzisz naprzeciw mnie milcząc, kiedy ja zagaduję, próbując, próbując prowadzić z Tobą dialog, o tym co było, co jest, co jutro może być. A kiedy chce powiedzieć że jest mi źle, nie radze sobie, po prostu spławiasz mnie. Kiedy krzyczę że nie chce już żyć, dopiero wtedy przypadkiem zauważasz że coś jest nie tak. Gdy nie widzi mnie wtedy nikt, to nie zauważa że jest kogoś brak. Usta ciągle milczą, chociaż chciały by mówić, żalić się a oczy płakać, lecz Ty uważasz, że to żałosne, bo nie zależy Ci na naszej przyjaźni, tak bardzo jak mi. I kiedyś przyjdzie taki czas, że odejdę, nie wrócę. Zauważysz wtedy, że coś rozdzieliło nas. A wtedy Twoje myśli, że nie wierzysz, że jest mnie brak, znikną gdzieś w oddali.
|