Usiadłam na ławce przed domem. W rękach trzymałam kubek z herbatą. Dopiero następnego dnia dostrzegłam jak bardzo mam poparzone dłonie. Bo tej nocy nie czułam nic. Byłam cichym, martwym otoczeniem. Obojętnie zapaliłam papierosa. Wciągnęłam dym do płuc. Rozkoszowałam się nim. Tak. Był cudowny. Uśmiechnęłam się. Nie wiem komu chciałam cokolwiek udowodnić. Chyba sobie najbardziej. Że nie oduczyłam się tego błahego ruchu. Tak dawno go nie wykonywałam, szczerze. Teraz tak. Siedziałam z przekrwionymi oczyma, poparzonymi dłońmi i z rozmazanym tuszem uśmiechnięta. W dodatku w deszczu. (Kiedy zaczął padać?) Zabawne, nieprawdaż? Zastanawiasz się pewnie po co Ci to piszę. Taak. Chciałam Ci tylko pokazać, że doskonale sobie radzę. Uśmiecham się nawet. No i chciałam, żebyś się poczuł pieprzenie nieswojo. A, i żebyś miał wyrzuty sumienia. ( Sumienie- zrobisz coś złego i przez to małe wewnętrzne 'coś' czujesz się paskudnie. Tak dla jasności. Bo tego nie masz.) Mam nadzieję, że zaczniesz mieć. Żegnaj.
|