odchodzi, chwiejąc się,
potyka, od niechcenia,
krztusi się, na samą myśl o niej,
dusi, na samą myśl o nim, oboje, niesprawni emocjonalnie, jeden drugiego apokryficzną miłością głodzi,
oboje, przemijają , niczym karmelowe jesienne wieczory.
I tak jak teraz nie ma to znaczenia, że zasypiamy byle gdzie, oddychamy tym co jest na "te" I od niechcenia mamy te marzenia, gdzie trochę jaśniej robi się i trochę cieplej...