Musiałam szybciej i sama dorastać. Mama odeszła do nieba gdy miałam 7 lat. Ojciec pił. Nie zostawało mi nic innego jak wyjścia z domu. Podwórka, późne powroty, procenty, narkotyki. Zaczęłam olewać szkołę. W domu bardziej `bywałam` niż mieszkałam. Imprezy to był mój żywioł, a raczej byłam na to skazana. Aż do piętnastego roku życia, gdy urodziłam Jego. Zupełnie nie wiedziałam jak sobie z tym wszystkim poradzę, ale to dziecko było dla mnie motywacją. Wiedziałam, że się stoczyłam, że jestem do niczego. Ale również świadoma byłam tego, że ta mała kruszynka nie jest niczemu winna i że nie mogę dawać jej takiego przykładu. Gdyby nie ojciec dziecka byłoby po nas. Wprowadziłam się do niego. On pracował. Chodziłam na prywatne lekcje i poradziłam sobie z Nimi i ze szkołą. A teraz co? Teraz mam wymarzoną pracę, jestem wykształcona i wychowujemy z mężem synka. A mój ojciec jest w zakładzie zamkniętym, jednak wierzę, że kiedyś wyjdzie i mu wybaczę. Bo na dobrą sparwę, to wszystko Jego wina..
|