i codziennie umiera jakaś cząstka we mnie.
może jest minimalna, a może całkiem duża.
może tworzy tylko kropelkę w morzu bólu,
a może właśnie ona jest tym morzem, które sprawia,
że z dnia na dzień mam wrażenie, iż coraz bliżej mi do śmierci.
może niszczy mi psychikę, a może właśnie podbudowuje.
może to ona każe mi kochać, a może właśnie ona uczy cierpieć w samotności.
kocham te chwilę, kiedy coś się we mnie psuje.
kiedy pęka jak krucha gałąź, łamiąc mi serce i po kolei każdy organ.
szczerze? może i jestem masochistką,
a może po prostu przyzwyczaiłam się do bólu,
ale na pewno nigdy tego nie ogarnę.
kuje po czym obumiera, każdego kolejnego dnia,
kiedy znów muszę udawać, że nic do Ciebie nie czuje.
|