 |
mogę ci obiecać, tak jak zawsze, że jutro znowu wyjdę, pokażę, że daję sobie radę, fałszywie się uśmiechnę i skłamię, że wszystko jest w porządku. tak jak codziennie, każdego cholernego dnia odkąd cię nie ma. / smacker_
|
|
 |
nie zapominaj tylko, że gdzieś tu nadal żyję. a póki żyję to czekam, wciąż na to samo. / smacker_
|
|
 |
pytasz skąd wzięłam siłę na obicie ryja przeznaczeniu ? ukradłam ci ją. wyszarpałam z rąk. pozbawiłam cię jej siłą, zmieniając wszystko na zawsze. teraz to ty cierpisz, a ja w końcu mogę opuścić gardę, z defensywy przejść w atak. nie przeżyjesz tego, obiecuję. / smacker_
|
|
 |
Uśmiech przez łzy, to nic nie zmieni. Niczego nie da się naprawić, wyjaśnić, wymienić. [ PIH - Echo (Uśmiech przez łzy) ♥ ]
|
|
 |
I codziennie przed snem błagam swoje serce, by się w nim nie zakochało ! [ ciamciaa ♥ ]
|
|
 |
Poczułam jego oddech na swojej szyi, jego dłonie na moich biodrach, jego miłość w moim sercu. Wszystko wróciło. [ ciamciaa ♥ ]
|
|
 |
kiedy następnym razem wejdziesz do mojego życia na sekundę, tylko po to by zrobić w nim burdel większy niż poprzednio i wyjść, pamiętaj, że za każdym razem jestem bliższa zatrzaśnięcia ci drzwi przed nosem. kiedyś będę już umiała. / smacker_
|
|
 |
brak czucia w palcach, przemoczone skarpetki, mocno czerwony nos i policzki, śnieg pod koszulką, bałwan dumnie stojący na podwórku, włosy elektryzujące się do czapki spadającej na oczy, rękawiczki drapiące w dłonie, ochota na ciepłą herbatę, której nie mogę ziścić, zważywszy na to, iż umieram przy najdrobniejszym zetknięciu z czymś twardym, tudzież czajnikiem. dla Ciebie, cóż. i nie jest w porządku, uzależnienia są złe.
|
|
 |
pomyślałbyś, że to polubię? śnieg, zimę, mróz, czapkę i niewygodne rękawiczki? ba, zacznę to uwielbiać? pomyślałbyś, że zacznę śmiać się przy przewracaniu w zaspę i chętnie poprzestanę na wyjście na dwór w ten ziąb? pomyślałbyś, że będę lepić z Tobą bałwana, nie stukając przy tym nawet raz zębami z zimna? że będę się śmiać - kiedy trafię Cię kulką czy kiedy przestraszę się płatka śniegu opadającego mi na rzęsy? że będę, nie czując już ani nóg, ani rąk, zapewniać, iż jestem najszczęśliwsza, teraz, tak?
|
|
 |
liczba wskazująca na wzrost, wciąż powiększała cyferki. waga wahała się. ludzie przychodzili, odchodzili, śmieli się, kochali, ranili również. życie pomagało mi się wspinać, żeby tuż potem zepchnąć mnie na samo dno. uczucia się mieszały, poglądy się kształciły. jedno, przez te wszystkie lata, pozostawało niezmienne. przyjaźń.
|
|
|
|