 |
zapewne za kilka dni znów wszystkie postanowienia pójdą w kąt, wezmę do ust fajkę i zaciągając się nikotyną, wcisnę na siebie Twoją bluzę mocno się nią opatulając. kolejna łza spłynie po moim policzku, niczym naturalny demakijaż, a serce znów jęknie z bólu na wspomnienie Twoich kroków, pomieszanych ze zduszonym pożegnaniem.
|
|
 |
nie potrafię pojąć tego, co się z nami dzieje. czemu z pozoru idealny związek teraz się pieprzy bez powodu? co tym kieruje, i co pozwala temu gasnąć? dlaczego przestaliśmy garnąć się do spotkań, czemu już tak nadgorliwie nie szukamy swoich dłoni? i wiesz? jeśli mamy co ratować - to pomóż mi, bo sama nie dam rady tego naprawić.
|
|
 |
w sumie proste decyzje są dobre - nie i koniec. nienawidzę tego podsycania nadziei, 'nie układa mi się z Nią', 'jeszcze taki jeden raz i to skończę', 'bez Ciebie nie potrafię być szczęśliwy'. przestań, dobra? zwyczajnie już odpuść, bo jeśli faktycznie każdy oddech opierałby się na mojej obecności, byłbyś tego wieczoru tutaj przy mnie, nie w Jej łóżku.
|
|
 |
pomagając innym, ingerując w życie do którego mnie wciągali ze łzami w oczach i roztrzęsionymi dłońmi - zostawiłam gdzieś w kącie swoje własne. i zagryzałam kłykcie, co noc próbując komuś doradzić, ogarnąć to chwilowo utracone szczęście. nie potrafiłam pomóc tylko sobie, gdy zaczęło się sypać, a uśmiech, który zawsze występował na Jego twarzy w reakcji na moją obecność, zniknął. i nafaszerowałam się tymi prochami, bo świadomość, że nie potrafi patrzeć na mnie tak, jak dawniej, zabijała.
|
|
 |
'to tylko przyjaciel', wygarnęłam sobie w myśli, kiedy obejmował Ją ramieniem w talii, a potem przepuszczał w drzwiach, 'weź się ogarnij - przyjaciel!'. zamek w drzwiach ulokował się na miejscu, a za drzwiami słyszałam Jej śmiech, Jego głos. ruszyłam po schodach i przekraczając próg sypialni - od razu rzuciłam się na łóżko, bo teraz to Ona będzie śmigać w Jego bluzie, Ona będzie powodem uśmiechu na Jego twarzy i szybszych uderzeń serca. moja siostra, która odbiera mi to, na co tak wyczekiwałam, i o co modliłam się co noc, pozostawiając jedynie przegryzioną do krwi wargę i przeszklone spojrzenie. - miał być mój. - syknęłam unosząc się na łokciu, jednocześnie wyglądając przez okno, z wszechogarniającym przeczuciem, że mój świat wkrótce runie doszczętnie.
|
|
 |
- nie wahasz się. bierzesz motor, i ruszasz na te rajdy, a potem z resztą zwijacie się, gdy tylko na horyzoncie pojawiają się gliny. jedziesz równo po każdym kto Ci nie przypasuje nie uważając na słowa. boksujesz, co wieczór worek, który wisi u Ciebie w garażu. lubisz ryzyko, nie? - palnęłam któregoś dnia bawiąc się końcówkami włosów z myślą, że przydałby się im fryzjer. - a gdyby było inaczej, myślisz, że zakochałbym się w Tobie? - odparł sucho, bez większych czułości, jednak kiedy nic nie odpowiedziałam objął mnie ramieniem. - w chuj trudno Cię kochać, rozumieć, zgadywać o czym myślisz. ale podołam, bo warto, wiesz? kurwa, uwielbiam mieć Cię przy sobie.
|
|
 |
'uwielbiam życie', przesłane Mu w trakcie jednej z rozmów. piszący ołówek migał na ekranie, a już po kilku sekundach pojawiła się odpowiedź: 'co takiego w nim uwielbiasz? ludzie giną, umierają, chorują. wszystko się pieprzy, ani trochę się nie układa. ba, nie polepsza się. co można w nim uwielbiać?'. coś zapiekło mnie pod powieką. 'w sumie', jako przerwanie tej rozkminy, bo nie zrozumiałby. nie byłby w stanie pojąć, że moje życie to taka mała cząstka, w której mieści się tylko jedno - On.
|
|
|
|