 |
Żaden z moich braci nie obawia się jutra,
Miał więcej scysji niż pozycji kamasutra.
|
|
 |
Idziemy się bawić i wiemy, że na dziś.
Możemy problemy zgładzić płoniemy niczym cannabis
|
|
 |
Każdą chorą fazę obracaliśmy w ekstazę.
Każdy zapis zdarzeń tworzyliśmy okazem.
Na honorze skazę ścinaliśmy żelazem.
Dziś żywisz urazę że przespałeś tą oazę.
|
|
 |
Mieliśmy dużo w planach, dziś mogę się tylko łudzić, że za parę miesięcy lub lat uda się nam do siebie wrócić, CHOĆ WIEM, CO MÓWIĄ O TYCH, KTÓRZY MAJĄ NADZIEJĘ..
|
|
 |
Pamiętam nasze pożegnanie, nasze rozstanie, i kurwa nie wiem czy zasługiwałem na nie.
|
|
 |
Dłonią uderzam w stolik szklanka spada na ziemie.
Chcę zadzwonić lecz dobrze wiem że nie powinienem.
Ta nadzieja umiera kiedyś byłaś mi bliska.
Teraz wątpię bym mógł Cię kiedykolwiek odzyskać.
|
|
 |
Rana cały czas krwawi, pewnie znów mi się przyśnisz.
Teraz piję bez względu na to co o tym myślisz.
|
|
 |
Siedzę w pustym mieszkaniu, myślę o tym jak było.
Pytam czemu, to wszystko się tak szybko zużyło.
Czy to miłość w ogóle, skoro zgasł już ten płomyk.
Cały ból w tym momencie, nie jest mi oszczędzony.
|
|
 |
Te wspomnienia mordują, patrze znów na zegarek,
Cały czas się uginam, bracie pod ich ciężarem,
Parę drinków wypijam, chce czym innym się zająć,
Ale one są tutaj, co chwile wracają.
|
|
 |
Znów się o coś rozbijam, w duszy robi się zimno.
Dobrze wiemy oboje, że tak być nie powinno.
Patrzę na fotografie, to mnie wciąga jak opium .
Dłuższą chwilę nie mogę, oderwać od nich wzroku.
W pojedynkę na miasto, znów wychodzę bez celu.
Nie jest fajnie, gdy idę tak po prostu samemu.
|
|
 |
Widzę jak stoisz w oknie, mi brakuje oddechu.
I nie jestem już adresatem, twoich uśmiechów.
|
|
 |
Co dzień myślę o Tobie, nic dziwnego w tym nie ma.
Płace dość słoną cenę, za te wszystkie wspomnienia.
Trudno ich nie doceniać, teraz daje Ci słowo.
Wciąż pamiętam jak to jest, kiedy ty byłeś obok.
|
|
|
|