 |
Czeka Cię piekło, ja w swoim jestem odkąd
Mimo słońca ulice zaczęły moknąć
|
|
 |
I teraz wiem, jak to życie można łatwo przegrać
Muszę wytrwać, więc znikaj, proszę Cię
A ta arytmia może mnie zabije kiedyś, a może nie
I najgorsze, że ta historia jest prawdziwa
Tak jak to, że chciałem żebyś tu była szczęśliwa
|
|
 |
I próbuję się ogarniać, ogarniać, ja wciąż żyję miłością, tak
Udowodnij swoją wyższość jeszcze raz
Jakbym kurwa nie wiedział w co grasz
Gdy byliśmy razem, to myślałem, że damy radę
A co myślą o nas ci, dla których zawsze byliśmy przykładem?
Ty, jakie inne? Kolejna i jeszcze jedna
|
|
 |
I nie wystarczy słowo, by powiedzieć jak jest teraz
I nie byłbym tu sobą, mówiąc, że się chcę pozbierać
I że umiem, i że potrafię, że się nie wkurwię
I tak jest u mnie, lepiej znacznie, naprawdę
Po co mam ściemniać jak zawsze? Rozumiesz?
Bo ja wciąż chyba nie, najwyraźniej, ej w kurwę
|
|
 |
Jest tak samo, może tylko trochę smutno
I nie mówisz "dobranoc", i nie mogę przez to usnąć
|
|
 |
Ciebie tam nie ma i nie będziesz się uśmiechać już do mnie i te myśli sprawiają, że mi się nie chce żyć, bo myślę ciągle przebyliśmy tyle serpentyn we dwoje wyłącznie po to, żeby ujrzeć koniec na kolejnej z nich?
|
|
 |
Nie ma nas, trochę ciężko uwierzyć, bo łatwo coś stracić, a trudniej docenić. Więc nie pisz i nie dzwoń. Już nie rośnie tętno i wszystko mi jedno. Ty to, tylko przeszłość.
|
|
 |
Walczyłem o zrozumienie, byłem gnojem naiwnym. Dziś też walczę o zrozumienie , ale moje dla innych.
|
|
 |
Przypadek? Nie sądzę, świat jest dla mnie. Nie na własność, bo nie jestem zachłanny, ale co jest moje biorę i sram na straty!
|
|
 |
Dostałem skrzydeł by polecieć wyżej a niebo spuściło mi wpierdol!
|
|
 |
Nie mogę więcej chcieć, dalej biec, żeby zniknąć. Za nami cały ten syf, oślepia nas przyszłość jestem blisko, zbyt blisko by cofnąć się, zrobić krok wstecz i zostać.
|
|
 |
Porzuć wszelki mury realne i granice które mamy, pieprzyć lęk wysokości trzeba żyć!
|
|
|
|