Klęczałam przy konfesjonale i przez kilka minut wymieniałam księdzu swoje grzechy. W końcu przeprosiłam za wszystkie i obiecałam poprawę. Ksiądz zaczął mówić, a ja wtedy bez manier mu przerwałam... - proszę księdza, bo jeszcze jeden grzech, którego na prawdę wolałabym nie popełniać a cóż, robię to. W każdej sekundzie swojego życia, całą sobą i nie mogę obiecać poprawy. A chciałabym, serio! - Co to za grzech drogie dziecko? - Wolę przyznać się przed Bogiem, proszę księdza, dlatego mówię.. - No słucham. - Kocham Go. - Nie powinnaś uważać tego za grzech. - Ale On twierdzi, że nie powinnam!, że wyrządzam Mu tym same nieszczęścia, więc to chyba grzeszenie, prawda? - Miłość nie jest grzechem, maleńka. No dobrze, idź już. - Dziękuję.
|