O ścianę niszczysz pięści, miotasz się w bezsilności
Wpada się w problem jak w bagno, w wir nicości
A świat twych zasad prostych już runął
Jak domek z kart
Tak już ma być zawsze: poranek, gdy nie chce się wstawać, zmierzch, kiedy nie chce się jeszcze umierać, wieczór pełen obaw. Już nie potrafię płakać, chyba nie potrafię. A kochać? Gdzie się podziało moje uczucie miłości? Boże, co ja ze sobą zrobiłam?