Z początku tylko wargi reagowały na Jego osobę układając się niewinnie w uśmiech. Którejś nocy
podstępnie namówiły do współpracy dłonie, które już następnego dnia dały mi do zrozumienia, że chcą
stykać się z Jego rękoma. Wpuściwszy do środka stado nieogarniętych motyli, doszedł do nich
żołądek. rozum? poddał się. zwyczajnie: wyjął spod łóżka walizkę, spakował się i wyszedł,
zostawiając mnie na pastwę całej reszcie. serce siedziało w kącie właściwie do samego końca.
Dopiero, kiedy znalazł się na tyle blisko, że mój tlen mieszał się z Jego perfumami, nie wytrzymało.
Wyrywające się z lewej komory nagłe 'zaryzykuj', gdy rodziła się we mnie setka wątpliwości. Już
nie istniałam - przejął nade mną kontrolę. marionetka dopasowująca się do bicia Jego serca.
|