Ewa: W gruncie rzeczy każdy penis jest bezbronny, zziębnięty i niepewny siebie.
Kornelia: Mam wrażenie, że poznałam kilka, które przeczą tej teorii.
Ewa: To, co poznałaś, to nie był penis, tylko pasożytujący na nim mężczyzna – i to jest właśnie największa tragedia penisów. Obudził się?
Kornelia: Jaka tragedia? Bo się zgubiłam trochę...
Ewa: Chodzi o to, że nie występują luzem, każdy ma podczepionego do siebie rozczarowującego faceta. Tymczasem gdyby penisy były dostępne luzem, np. w sklepach zoologicznych, to kobiety by je kupowały zamiast jorków albo jamników!
Kornelia: Z rodowodem?
Ewa: No wyłącznie, żadnych kundli. Czujesz to? Idziesz ulicą i prowadzisz na smyczkach takie śliczne trzy penisy, wesołe, grzeczne, dobrze ułożone. Gwiżdżesz na nie, a one przybiegają i skaczą na ciebie, żebyś im rzuciła po ciasteczku.
Kornelia: Byłoby pięknie.
|