Sam już nie wiem czego chce, może po prostu chce nie chcieć już niczego, mało się nacierpiałem? Czy muszę nadrabiać jakąś jebaną średnią za kogoś, kto nie czuje się tak chujowo jak ja...? Sam już nie wiem, co czuć, co robić, nie wiem. Raczej nikt nie odpowie na moje pytania, bo nikogo takiego niema... chociaż gdyby cofnąć czas o jakieś 2 miesiące, kto wie... Czuję się jak nic nie warty śmieć, od tak leżę sobie na ziemi, kopany przez uczucia i osoby dookoła nie zauważające mojego potencjału.
Leżę sobie, i patrzę tępo tak w sufit przemyśleń które ranią mnie jeszcze bardziej, nie pozwalając mi ewoluować. Chciałbym obudzić się z myślą że będzie lepsze jutro, lecz budzę się, i znów jest dzisiaj. Jedynie jointy i muzyka dają ukojenie, lecz ulotne. Problemy wracają i potęgują się, w momencie w którym najmniej tego pragnę. To jak syzyfowa praca, próbować zapomnieć o czymś, sama próba zapomnienia myśli wywołuje ją jeszcze bardziej nieświadomie rozdrapując rany. //kapee
|