Siedziała na balkonie. W powietrzu unosił się zapach marihuany, a mimo tego z jej oczu ciekły łzy. Kochała go. A on sobie z Niej drwił. Bawił się Nią jak dmuchaną lalą niedojebani chłopcy. Wybaczała mu. Zawsze. Za każdym razem. Ale teraz obiecała sobie, że już nigdy tego nie zrobi. I dokonała tego. Już nigdy mu nie wybaczyła. Tej samej nocy wzięła żyletkę i podcięła sobie żyły. Bo przecież nie umiała inaczej tego zrobić. Musiała dotrzymać słowa. Nie mogła oszukiwać siebie samej./ Najarana.powietrzem
|