|
heartlove.moblo.pl
kiedyś byłam zakochana. dziś tylko potrafię umierać z miłości.
|
|
|
kiedyś byłam zakochana. dziś tylko potrafię umierać z miłości.
|
|
|
I uważali go za osiedlowego lovelasa , za kolesia który może mieć każdą pannę , że rani jak nikt i nie wie czym są uczucia , mimo to ona chciała go poznać , chciała zobaczyć prawdziwego chłopaka , który też czasem potrzebuję osoby, której się może zwierzyć . I udało się jej , ich częste spotkania odzwierciedlały go , okazał się romantycznym dżentelmenem , osobą kochającą , miłą i delikatną . Była z nim , nie słuchając komentarzy i opinii na ten temat , nauczyła go kochać , i sama bardzo mocno pokochała . To co czuł będąc z nią było nie do opisania , była pierwszą dziewczyną , która rozumiała Świat w którym żyje , przy niej nawet płakał .
|
|
|
kilka minut po odebraniu wiadomości z prośbą o spotkanie siedziałam już obok Niego na murowanym schodku. - chciałem pogadać... - skinęłam głową. - o nas. - dodał, co podsumowałam krótkim prychnięciem. - w takim razie nie mamy o czym. - ledwo wydukałam łapiąc powietrze i podnosząc się. złapał mnie za rękę i pociągnął do poprzedniej pozycji. - dobra, mów. - syknęłam spuszczając głowę. - nie chcę, żeby to tak się kończyło. wszystkie tamte chwile, te kiedy już prawie coś między nami było. nie umiem pozwolić sobie na skończenie tego, jeszcze nie... - wyrzucał z siebie nieskładnie. znałam tą historię na pamięć i wiedziałam, że tym razem także skończy się krótkim 'ale nie powinniśmy'. przerwałam Mu. - to już mówiłeś, więc odpuść. doszło coś nowego? do rzeczy, błagam Cię. - rzuciłam oschle na jednym wydechu. poczułam jak wplątuje jedną dłoń w moje włosy, muska szyję, kciukiem wodzi po policzku. chwilę potem Jego wargi całowały moje, raz, drugi. - do rzeczy, mhm. - wymruczał.
|
|
|
zaczął oglądać się za innymi, rzucać komplementami do przypadkowych dziewczyn obejmując mnie w pasie. znosiłam to, do czasu, kiedy kumpela nie powiedziała mi, że widziała jak całuje inną. zaciągnęłam Go w najciaśniejszy kąt szkolnego korytarza na jednej z przerw. - słuchaj, żałuję, że w takich okolicznościach, ale ostatnio ciężko Cię złapać w innych. usuwam się z Twojego życia, chyba już mnie nie potrzebujesz. - powiedziałam pewnie formułkę, którą układałam przez całą noc. potem odeszłam bez słowa zostawiając Go samego. tydzień później, kiedy nie odbierałam od Niego żadnych telefonów przyszedł do mojego domu. - słońce, kurwa, nie umiem bez Ciebie. - szepnął mi w włosy na powitanie. wtedy przekonałam się, iż czasem należy puścić kogoś wolno, dać wybór, swobodny oddech... jeśli się kocha - nigdy nie opuszcza się drugiej osoby definitywnie. zawsze się wraca.
|
|
|
byliśmy na tej samej imprezie. około pierwszej kumpel uniósł w górę pustą butelkę po piwie. - gramy, pytanie albo wyzwanie! - zagaił. usiedliśmy w niedbałym kręgu, kolejne osoby zaczynały kręcenie. w końcu szkło trafiło w Jego dłoń, a kręcąca się butelka w końcu zatrzymała się wskazując na mnie. - wyzwanie. - wymamrotałam. uśmiechnął się do mnie, na co serce zabiło zdecydowanie za szybko. tak dawno tego nie robił. - pocałuj mnie. - polecił mi na co zareagowałam krótkim lękiem. zbliżyłam się do Niego i połączyłam nasze wargi w całość na dobrą minutę, delektując się na powrót Jego bliskością. wróciłam na swoje miejsce i zakręciłam niedbale, przyjmując współczujące spojrzenia znajomych, którzy doskonale wiedzieli jak bolało mnie rozstanie. butelka wykonała ostatni obrót i zatrzymała się, na Nim. - pytanie. - podrapał się po karku. przełknęłam ślinę. - kochasz mnie jeszcze? - wybełkotałam. - jak wariat. - odpowiedział po czym otworzył ramiona ze świadomością, że zaraz się w nich znajdę.
|
|
|
w końcu odważyłam się podnieść na Niego wzrok. wymusił uśmiech. - nigdy nie rozmawiałem w ten sposób z dziewczyną. żadna nie miała dość odwagi... żeby powiedzieć mi wprost jak bolą ją moje decyzje. nie ogarniam Cię, całkiem. - wydukał, a przy każdym słowie czułam Jego ciepły oddech na twarzy. musnął mój policzek kciukiem, zaciągnął kilka zagubionych kosmyków za moje ucho. - zmieniłem się w ostatnim czasie, wiele do mnie dotarło. jesteś cudowna, kochana, śliczna. ale... nie potrafię. nie mogę Ci tego zrobić. - zagryzłam dolną wargę nie chcąc się rozpłakać. - nadal kawał kretyna ze mnie. wciąż jestem tym boskim sukinsynem, którego głównym talentem jest ranienie. dobrze wiesz, jak się zachowuję, w jakich akcjach biorę udział i co robię, kiedy namierzam jakąś niezłą panienkę. - posłał mi przepraszające spojrzenie. musnął delikatnie wargami moje czoło. - ja też żałuję. - dodał uśmiechając się promienie.
|
|
|
irytuje mnie, kiedy te puste panienki narzekają na to, że 'życie ciągle kopie je po dupie', 'nie ma happy endu', 'notorycznie jest pod górkę'. i akceptowałabym to wszystko gdyby nie fakt, że właściwie każdy z ich prowizorycznych problemów mija się z realnością. wygłaszają w efekcie teorie - 'nie będzie szczęśliwego zakończenia, bo życie to nie film'. ale co na chwilę obecną, mogą wiedzieć o życiu? po zerwaniu z jakimś gościem wygłaszają tezy o końcu, który w ich mniemaniu może być tylko nieszczęśliwy. rozstanie jest jedynie zamknięciem pewnego etapu naszego życia, które z czasem przyniesie nam kolejne dawki szczęścia i dopiero, kiedy umieramy pojawia się ten napis - 'the end', a biorąc pod uwagę fakt, że dane było nam przeżyć mnóstwo cudownych chwil można przypisać mu miano 'happy'
|
|
|
coś niespodziewanie spadło mi na głowę. zareagowałam przeciągłym piskiem starając się wyrwać. poczułam silne ramiona obejmujące mnie w talii. - kocie, spokojnie... - szepnął do mojego ucha tuż przez warstwę, jak zdążyłam zauważyć, koca. - nienawidzę Cię. - wydyszałam próbując ściągnąć z siebie materiał. wyręczył mnie jednym pociągnięciem. zanim odzyskałam pełną świadomość tego, co się dzieje - pocałował mnie. w przerwie na oddech powiedział tylko jedno. - tak cholernie, jak ja Ciebie?
|
|
|
lubiłam tą znajomość, choć łączył ją tylko kabel. lubiłam to, że zupełnie nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak wygląda, jak poruszają się Jego usta, gdy mówi, uśmiecha się, nie wiedziałam czy Jego dłoń jest gładka, czy wręcz przeciwnie szorstka, w dotyku. lubiłam proces, kiedy czytałam zdania, które wysyłał po kilka razy śmiejąc się do ekranu monitora. lubiłam, dopóki nie zauważyłam podczas którejś z kolei rozmowy przez skype'a, że serce na ton Jego głosu przyspiesza.
|
|
|
uchyliłam drzwi, a kiedy tylko zobaczyłam Go po drugiej stronie, zatrzasnęłam je z trzaskiem. - daj mi minutę! jedną! jedno zdanie! - krzyknął stojąc nadal na moim ganku. nacisnęłam na klamkę i wyszłam do Niego siadając na leżaku. - mów. - poleciłam odwracając wzrok. kucnął przy mnie kładąc mi dłoń na kolanie. - patrzę na idealną dziewczynę. dziewczynę, którą nieświadomie zraniłem. skrzywdziłem mojego anioła. - wydukał muskając palcami moje udo. łzy ciurkiem spływały po moich policzkach. - wciąż czekałaś, aż się zmienię, aż zrozumiem. a ja byłem coraz gorszy, prawda? - skinęłam potwierdzająco zaciskając drżące dłonie. podniósł się, pocałował mnie w czoło i ruszył w stronę furtki. - kocham. tylko zbyt późno to zrozumiałem. - dodał zostawiając mnie.
|
|
|
nowa wiadomość - 'w chuj źle jest, będę za pięć minut. ogarniaj gdzie masz szlafrok'. związałam pospiesznie włosy w niesforny kucyk, zarzuciłam na pidżamę w misie za dużą bluzę, na stopy wsunęłam puchate kapcie. kiedy chwilę potem rozbrzmiał dzwonek od razu doskoczyłam do drzwi otwierając je. mój wzrok mimowolnie zatrzymał się na Jego rękach w których nie trzymał żadnej butelki wódki, czy wina. zanim zdążyłam o to zapytać, poczułam Jego wargi na swoich. odsunął mnie od siebie na nikłą odległość. wciąż czułam ciepło Jego oddechu na policzkach. - nie potrafię bez Ciebie, kurwa. nie oddalaj się nigdy więcej. nigdy, rozumiesz? - szepnął opierając się swoim czołem o moje.
|
|
|
o miłości wiem tyle, że ciężko ją znaleźć. a jak już się ją ma, to trudno zatrzymać przy sobie
|
|
|
|