Nienawidzisz ludzi. Gardzisz nimi. Aż pewnego dnia zdajesz sobie sprawę z tego, że też jesteś tylko człowiekiem. Urodziłeś się i umrzesz, jak wszyscy inni. Jesteś tylko kolejnym śmieciem. Wyrzutkiem. Niczym nie różnisz się od tych wszystkich ludzi, których tak bardzo nienawidzisz. Kiedy to sobie uświadamiasz, zaczynasz też gardzić sobą. Dusisz się we własnym ciele. Twój głos Cię ogłusza. Oddech jest nie do zniesiena, bo sprawia, że jesteś bliżej siebie. Żyjesz cudzym życiem, ale ten ktoś obcy jest Tobą. Starasz się uwolnić, ale nie ma ucieczki, I wtedy zaczynasz się nienawidzić. Unikasz odbicia w lustrze. Stale coś robisz byle nie zostać sam na sam ze sobą. Każdego wieczoru modlisz się, aby sen szybko przyszedł, ale zanim to nastąpi dopadają Cię ciemne myśli. Pojawia się On. Błagasz go, żeby dał Ci spokój. Ale On się tylko śmieje. Znasz ten śmiech. Jednak tym razem brzmi straszniej. Śmiech szaleńca, który cieszy się, bo zaraz dokona mordu..
|