Słońce, na ulicę idę, nie na wielki bal. Szpilki w kąt, szeroka bluzka o kolorach iście oczojebnych, spodnie luźne, bo i po co mam się gnieździć w dżinsach, piwo w rękę, kaptur na łeb i w drogę. Nie Słońcę, nie boję się, że będą na mnie gadać, bo szczerze mnie to jebie. Oszczędzam po prostu matce gadki sąsiadek o tym, że rozpitą dziewuchę ma, ot co!
|