był październik. on - typowy szkolny przystojniak, który łamał serca jak lodołamacz, ona - szara, cicha myszka, która brała wszystko do siebie... Pewnego razu poszli na spacer. Ona cicha, odpowiadała szeptem. Czuła coś do niego, czego nie mogła w tamtym momencie sprecyzować. Gdy szli tak przez park, on złapał ją za rękę. Ona przytuliła się do jego ramienia i tak tonęli w ciszy. Postanowili usiąść na ławce. Usiadła mu na kolana, przytuliła się do niego, i zrozumiała, że to coś więcej... Chciał ją pocałować, odsunęła się, nie wiedziała dlaczego... Poczuła, że nie chce być jak tamte jego inne, jej poprzedniczki. Chciała, żeby zrozumiał, że to, że jest cicha, nie znaczyło od razu, że się w nim kocha i to, że jest szkolnym przystojniakiem ułatwiałoby mu sprawę. Chciała, żeby zrozumiał, że jest trudniejsza niż te inne, które zna. Następnego dnia, kiedy on już zdał sobie sprawę, że Ona jest inna niż wszystkie... Postanowił ją zranić jak tamte poprzednie, bo przecież on może wszystko... /cky
|