Na kartach czarnego marginesu wyryte Twoje imię,
Zbluzgane słowami, które wypadły z cichych ust.
Myśląc, jak uwolnić się z sideł złego Pana,
Szlochasz cicho, jakbyś czegoś chciała.
Poprzecinane żyły kłamstwami żywych istot,
Czekających na znak zza konfesjonału.
Mównica już czeka na odważnych mężów stanu,
Którzy wbrew Narodowi mówią, że im mało.
Zakrywasz dłońmi usta, by udusić niechciane słowa,
Próbujesz zawrzeć pokój, lecz otrzymujesz karę.
A podobno Bóg łagodzi każde niesnaski, wię,
Widzisz go na każdym kroku, ale nie możesz go dotknąć
|