Zrywasz się pędem z łóżka.
Ubierasz się w pośpiechu,
zakładając sweter na lewą stronę.
Zbiegasz po schodach,
prawie się przy tym zabijając.
Wypadasz na ulicę,
zapominając kluczy i telefonu.
Wracasz, zabierając je z szafki
i przy okazji zakładając czapkę,
bo dzisiejszy ranek jest bardzo mroźny.
Biegniesz na przystanek, potrącając niewielu,
jak na tą porę przechodniów.
Przebiegasz przez ulicę na czerwonym świetle.
Wpadasz na przystanek.
I nagle orientujesz się, że do cholery dzisiaj jest sobota.
|