Nie przyzwyczajaj się. Ludzie są, a później ich nie ma. Nie zawsze warunkiem ich odejścia jest śmierć.
Cóż, teraz ozostaje mi imaginować jak przebiegałyby nasze rozmowy gdybyśmy byli razem. Coś Cię uwiera, zabiera mi to swobodę pisania. Czujesz to, ocierasz skronią o moją szyję. Przestraszona budzę się i wstaję, wyglądam przez okno, pustka. Pomarańczowe światło latarni sprawia, że czuję się jak w reklamie soku. Odwracam się od własnych myśli, na których niedobór nie narzekam. Nie widzisz mojego spojrzenia, zwierciadła duszy skierowane mam w stronę księżyca. Jak dziecko latawiec tak teraz i ja wypuszczam z ręki sznurek. Średniej wielkości balon w kształcie serca. Przecież i tak kiedyś pęknie - pomyślałam. Czas leczy rany.
|