sztucznym śmiechem staram się odciąć drogę cisnącym się do oczu łzom. na dobre ściemniało, a godzina wskazuje,że i latarnie zaraz zgasną. mrok,nicość. chłodny wiatr otulający moje ramiona,Twój zapach wciąż w powietrzu,moim powietrzu i sylwetka,stąd wyglądająca jak rozlany w powietrzu atrament,odcinająca się na końcu ulicy. wśród oddalonego szczekania psa i skrzypiących konarów, odgłos niczym pękającego drewna pożeranego przez płomienie w kominku. przeszywający ból w nogach,kiedy bezsilnie opadam na chodnik. popiół w moim ciele od spalającego się serca. odchodzisz./definicjamiloscii
|