 |
|
o zgrooozo ... dziś poprawka ze Statystyki, a ja nadal nic nie umieeem! ;(
|
|
 |
|
słodko generalnie. całuje mnie po szyi i cicho mruczy, kiedy drapię Go po karku. mierzwi mi włosy, tłumi śmiech, żeby nie obudzić rodziców w pokoju obok, i jest taki tylko mój. zapach Jego ciała zamknięty w czterech ścianach docierający wyłącznie do mnie.
|
|
 |
|
KUREK, ŻYGADŁO, JAROSZ ♥ JEST BRĄZ! DZIĘKUJEMY!
|
|
 |
|
a gdy ktoś pyta jaki jesteś odpowiadam - idealnie zajebisty i chuj mnie obchodzi czy on spodoba się tobie czy komuś innemu, dla mnie ważne jest to że kocham go do szaleństwa a on odwdzięcza się tym samym. l oms
|
|
 |
|
czy się boję? no proste. przeraża mnie las nocą, przeraża mnie wiatr, jesień, spadające liście, zimne powietrze i pustka. Twój brak mnie przeraża, trzęsące się ręce, łzy na policzkach, i drżące wargi. przeraża mnie to, że bez Ciebie zwyczajnie umieram.
|
|
 |
|
najbardziej przeraża mnie świadomość tego, że wraz z pierwszymi spadającymi liśćmi ta zasklepiona już rana się odrodzi. zaboli na nowo, niczym oblana wrzątkiem.
|
|
 |
|
koncertowo, afromental! :3, i żeby tylko wyjść z tego cało.
|
|
 |
|
nie lubię, kiedy ktoś wyjada mi jogobellę z lodówki, nie lubię zagiętych rogów przy książkach, kurzu i totalnej pustki w głowie. a jak czegoś nie lubię - to nie akceptuję tego, nie potrafię znieść i się na to konkretnie wkurzam. pamiętasz? 'nie lubię Cię', nie dotarło. jaśniej, tak po ludzku? weź wypierdalaj, bo mi na wzrok szkodliwie działasz.
|
|
 |
|
1) wczorajszy wieczór. kumpela wpadła na pomysł, że w trzy panny wbijamy na nocny podbój sądeckich ulic. zakupiłyśmy kilka drobiazgów do jedzenia i picia i ulokowałyśmy się w parku. noc była zimna, mimo wszystko nas rozgrzewała muzyka co chwilę puszczana z mojego telefonu, tańczyłyśmy na środku alejki. ogólnie było zabawnie, do czasu kiedy nie przeszedł obok nas zajebiście przystojny koleś z suczką na smyczy. patrząc w naszą stronę rzucił tekst 'ej, sorry ślicznotki, nie macie może zapałek?' odpowiedziałam mu 'szlachtą nie jesteśmy i drewnem nie palimy'. poszedł dalej. po kilku minutach z zadowoloną buźką wrócił. spytał czy może się do nas przysiąść i zaczął opowiadać o sobie. pomyślałam sobie, że jakiś psychol, czy coś. on nadal nawijał o sobie, po czym spytał nas o imiona i jakieś pierdolnięte testy psychologiczne zaczął na nas obrazować. jak zadawał te swoje pytania ja jak to ja musiałam mu co chwilę dopowiadać, śmiać się ile sił i non stop robić jakieś debilne miny do przyjaciółek.
|
|
 |
|
2) koleś tego już ewidentnie nie mógł wytrzymać. kumpele zaczęły mi szeptać żebym go spławiła. zaczęłam mu mówić, że wszystkie we trzy jesteśmy zajęte i że właśnie czekamy na swoich chłopaków. jakieś trzydzieści metrów przed nami szło trzech moich kumpli, typowi dresiarze. zagadałam do nich w stylu 'hej skarbie' itp. ten przyszły psycholog się wystraszył moich kumpli, uciekł z psiakiem ile sił w nogach, a my z kumpelami miałyśmy z niego niezły ubaw. :p // n_e
|
|
 |
|
zakupy, potem krótkie świętowanie urodzin taty, nakurwianie jacksona w głośnikach, kiedy rozpakował już prezent, czytanie książki przy czym rozkmina czy nie iść na zawody strażackie i nie pofazować z kumplami, plus roznosi mnie na myśl o wieczornym koncercie. i uwielbiam takie weekendy, i żyć nie umierać, w sumie.
|
|
|
|