 |
|
Przeżywam rzeczy szybko, bez bólu nie ma chwały - weź apap jak jesteś słaby, jutro jest dla zuchwałych!
|
|
 |
|
Ja pierdolę szczerze trendy, jestem oportunistą .
|
|
 |
|
Każdy z nich zmienia zdanie w mniej niż w pięć sekund.
|
|
 |
|
Może twój stan równowagi dla mnie oznacza paraliż, nic nie jest takie samo, nie jest, jesteśmy inni do granic .
|
|
 |
|
Wiesz mocno w krew wchodzi w nawyk, nie pije kawy tu bezsenność może zabić, dlatego ziomy wolą to co zamyka oczy, to nie kwestia stylu, bardziej osobowości.
|
|
 |
|
Tu prewencja wkurwia bardziej niż polityka .
|
|
 |
|
szaleję za Jego uśmiechem, za spojrzeniem przeszywającym mnie na wskroś, na dotykiem sunącym delikatnie po liniach mojego ciała, nawet za tym tanim flirtem jaki na mnie stosuje. wielbię sposób w jaki mówi, to jak z sekundy na sekundę z żartów może przejść na całkiem poważny temat. z jednej strony nienawidzę Go za to jak chorym skurwielem jest, z drugiej - tak niemożliwie chcę Go kochać.
|
|
 |
|
stosunek wad do zalet? 100:1.
|
|
 |
|
szczerze? cholernie mi na Nim zależało, bolało przechodzenie obok Niego na korytarzu, słuchanie Jego głosu, patrzenie w Jego źrenice, całe przebywanie w Jego towarzystwie. cierpiałam widząc jak z dnia na dzień jest coraz bardziej kumplem, niż osobą z którą a nuż wyjdzie coś poważniejszego. na chwilę obecną nie zależy mi już tak jak wcześniej. jasne, nadal uważam, że Jego oczy są niczym z kosmosu, ma wręcz idealny tyłek, a mięśnie na Jego klatce są najcudowniejszym labiryntem na Ziemi. jednak przy tym wszystkim najbardziej doskwiera mi jeden fakt - byłam zbyt słaba, by walczyć.
|
|
 |
|
kiedy poszedł do mnie i wyrzucając z siebie jeden z tych dennych tekstów na podryw zaczął miziać mnie po udzie - dałam Mu zwyczajnie w twarz. już bez oporów, hamulców, które jeszcze do niedawna przepełniały mnie do cna. zagwizdał cicho pod nosem przenosząc na mnie gniewne spojrzeniem. - nie tak ostro, kicia. - wymruczał starając się zachować twarz przed kumplami. pociągnęłam Go za koszulkę obdarzając szybkim pocałunkiem. zanim już doszczętnie Go odsunęłam delikatnie przygryzłam Jego dolną wargę marszcząc nos. rozległy się ciche gwizdy. odwróciłam się odchodząc, jednak zdążyłam usłyszeć głos jednego z Jego ziomków - 'nie wiesz co tracisz, stary'.
|
|
 |
|
Jego wargi drażniły moje delikatnymi muśnięciami. obca dotąd dłoń wędrowała powoli i niepewnie po nagiej skórze na biodrze. szeptał ledwo co łapiąc oddech, jak mnie pragnie. prysnęło, bo nie potrafiłam zrobić nic innego jak zwyczajnie wyjść. skaza utworzona w moim sercu dawała o sobie znać, znowu.
|
|
 |
|
Wskakuje w najki już mało co mnie martwi ten cały życia trud biore na własne barki.
|
|
|
|