 |
|
oprzyj mnie o ścianę. całuj, podgryzając moje wargi. zdzierając każdy z elementów mojej garderoby, krzycz z podekscytowania. nasycaj się emanującą ze mnie namiętnością. penetruj moją szyję schodząc coraz niżej. pieść ustami każdy z kawałków mojego ciała, oddając mu tym samym dozgonną cześć. pokaż, że kochasz mnie całą. mnie i moje wszystko. na koniec pochylając się delikatnie nade mną dodaj, że żałujesz, iż nie możesz zgwałcić również mojego charakteru tak, aby przesiąkł do cna rozkoszą.
|
|
 |
|
wyszłyśmy ze szkoły, koleżanka wzięła mnie pod rękę. -czy tam przypadkiem nie stoi twój chłopak?-zapytała. przyjrzałam się. kiwnęłam głową, to on. podeszłam do niego. uśmiechnął się na mój widok. dał mi buziaka.-co ty tutaj robisz?-zapytałam.-chciałem miłego przywitania..myślałem, że rzucisz mi się na ręce i wycałujesz.jak w tych filmach,a tu nic.-zaśmiał się.-mam coś dla ciebie. tylko oddychaj.-haha bardzo śmieszne..cześć.-wyszeptałam. przytulając go.-czekaj-wyciągnął przed siebie rękę.-dla ciebie.-patrzyłam na niego.przyjęłam bukiet czerwonych róż.-dla ciebie, skarbie.-powiedział. wydusiłam-dziękuje.-nie wiedziałam o co chodzi.-a mówią, że kobiety pamiętają o ważnych datach. dziś mija nam siódmy miesiąc.-moje oczy wypełniły się łzami.-nie. proszę. tylko nie płacz. prosze. -mówił rozciągając litery. łagodnie głaskał mnie po włosach. kolejny raz moje życie było jak cudowny sen. -jak się ciesze, że cie mam. -wyszeptałam w jego bluzę. brudną od mojego tuszu...-wiem. ja też-wyszeptał.
|
|
 |
|
i może mi ktoś powie co za debil wymyślił szkołę ?!
|
|
 |
|
wiem, że kiedy zabraknie mi sił. ty będziesz przy mnie. pomimo moich o kilku kilo za dużo. weźmiesz mnie na ręce. nie marudząc...
|
|
 |
|
a pamiętasz jak wspólnie piekliśmy szarlotkę? ja cała upaprana od mąki, Ty cały od lepiącego karmelu. w powietrzu tańczył cynamon, niewinne osiadający na nasze powieki. pamiętasz, kiedy niecierpliwie siedzieliśmy przed piekarnikiem, czekając aż ciasto będzie gotowe? kiedy dostawaliśmy szału, nie mogąc znieść cudownego jabłkowego zapachu. wziąłeś mnie wtedy na ręce. zaniosłeś do sypialni, i kładąc na łóżko jak kilkuletnie dziecko powiedziałeś, że szarlotkę kochasz prawie równie mocno jak mnie. ja udając obruszona, czekałam na przeprosiny. właśnie wtedy zacząłeś całować mnie po karku, a moje nozdrza drażniły ziarenka cukru. doskonale pamiętam, kiedy ubierałam się i pędem biegłam do piekarnika, żeby udało się uratować nasze ciasto miłości o którym zapomnieliśmy. porównywałeś je do naszego związku. stwierdziłeś, ze w niego trzeba włożyć równie dużo miłości i obiecałeś, ze jego nigdy nie pożresz z taka premedytacja jak swojego kawałka.
|
|
 |
|
różnica jest taka, że kobietę którą kocha jesteś w stanie zniszczyć prymitywnym komentarzem na temat jej fryzury, a kobietę która jest kochana nawet kałasznikow nie będzie w stanie załatwić.
|
|
 |
|
nie ma nic gorszego od świadomości, że słuchasz kłamstw, a jednak w nie wierzysz. że pozwalasz się wykorzystywać, chociaż nie powinnaś. że zgadzasz się na rzeczy wbrew samej sobie, wbrew własnym zasadom. nie ma nic gorszego od podłej świadomości, że pozwalasz sobie na zdecydowanie więcej bo kochasz.
|
|
|
|