 |
|
1. Obudzisz się w środku nocy by poprawić poduszkę
Zobaczysz zamaskowaną postać stojącą nad twym łóżkiem
I już wiesz, że koniec nie będzie dla ciebie miły
A wszystkie najgorsze sny dzisiejszej nocy się spełniły
Z całej siły
na twej szyi zaciskam obiema dłońmi
O wszystkim zapomnij, wprowadzę cię w stan agonii
|
|
 |
|
2 . Jak już będziesz nieprzytomny twój świat w mroku się schowa
Ja cię ocucę żeby powtórzyć wszystko od nowa
Zobacz, to co ja widzę, piękno które tworzę
To jest jak galeria z eksponatami martwych stworzeń
Wyryję nożem odwrócony krzyż na twoim pysku
By zbić policyjne ślady w stronę sekty satanistów
W niedużym ognisku płonie stos wyschniętych żerdzi
A ja obserwuję jak się bezwładnie w powietrzu wiercisz
Jestem handlarzem śmierci możesz mówić mi królu
Ja pomogę ci przekroczyć znaną granicę bólu
Kilometry sznuru są moimi farbami i płótnem
Jestem artystą śmierć to dla mnie piękno absolutne
Wejdź na łódkę, a ja jak Charon wezmę cię ze sobą
Dzień twoich urodzin będzie obchodzony żałobą / Słoń .
|
|
 |
|
Zawiodłeś me zaufanie raz , już mnie więcej nie oszukasz.
Moich ran nie leczy czas, takim jak ty nie ma miejsca tutaj.
Tylko prawda liczy się w tej grze, tylko prawda choć czasem boli.
Czas Vendetty zbliża się, dzisiaj ufam tylko swoim.
|
|
 |
|
Zapomniałeś że szacunek i lojalność to po pierwsze.
Pytasz mnie gdzie teraz jestem,
Tu, gdzie byłem wcześniej.
Kolega do kolegi jak kolega nie biznesmen / Lukasyno
|
|
 |
|
Jeśli chcesz mieć coś czego nie ma nikt ziom.
To bądź sobą, to bądź sobą .
|
|
 |
|
Się porobiło już nie dzielimy razem ławki
choć kiedyś byliśmy jak szlugi z jednej paczki.
|
|
 |
|
Ja wiem że kiedyś nasza skończy się droga,
i wiem że zamilknie mój wokal.
Zostawić coś po sobie nie tylko na blokach,
i żyć w zgodzie sobą nigdy na pokaz / Paluch .
|
|
 |
|
na jego pojawienie się, ucichły wszelkie dźwięki. podszedł, witając mnie buziakiem, a narastające milczenie dało się odczuć już każdym skrawkiem ciała. podążając za nim na krótkie 'chodź', omiotłam ostatnim spojrzeniem tych ludzi. bliskich mi, jak mało kto, pełnych obawy w spojrzeniach, że znów podpisuję kontrakt na tortury własnego serca.
|
|
 |
|
Z moich fundamentów wiary pozostała garść trocin
Tu ludzie piją więcej niż są w stanie wypocić
Życie pędzi jak pocisk, nie jesteśmy już młodzi
Już dawno ludzka głupota przestała wzbudzać mój podziw
Bez bliskich i rodzin wszyscy bylibyśmy nikim
Wóda, narkotyki, przemoc, agresja i krzyki
Mam też, swoje strzygi, ciągle stawiam im opór
Jak mój człowiek, Szelma Shellerini, wydycham niepokój
Jeśli chodzi o wrogów, to jest jeden największy
Czort, z którym nie pomoże wygrać siła mięśni
Nie pomogą pięści, ból wykrzywia usta
Codziennie mu patrze w pysk, w odbiciu lustra
Samotność i pustka, rzeczywistość szara
Zdeptane sumienie, mara, paranoja, marazm
Wielu woli się zalać, bo świat jest zbyt straszny
W poszukiwaniu szczęścia wyruszają na dno flaszki / Słoń
|
|
 |
|
i po ponad dwóch latach znów wraca do moich wpisów jego wątek.
|
|
 |
|
uśmiecham się do ekranu komórki przy każdej wiadomości od niego. masuję dłońmi kark i piję kolejny łyk wody, z ulgą, że to w końcu coś bez procentów. jutro coś zmienię. wstanę wcześniej, posprzątam, wezmę prysznic, wypiję kawę, ogarnę uczucia. teraz? zwiążę tylko włosy w kucyk, wsuwając się pod kołdrę. słuchając odgłosów nocy będę mamrotać pod nosem prośby, by to wszystko znów nie skończyło się tak, jak wtedy.
|
|
|
|